Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosodrzewina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosodrzewina. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 kwietnia 2013

Camilla Lackberg, Zamieć śnieżna i woń migdałów

Po zdecydowanie zbyt długiej przerwie w pisaniu o książkach pora powrócić do tego jakże przyjemnego zwyczaju. Uzbierało mi się już kilka pozycji na temat których chciałabym napisać kilka zdań, spodziewajcie się małego recenzjowego bombardowania :)

Zamieć śnieżna i woń migdałów autorstwa Camilli Lackberg to moje pierwsze zetknięcie z literaturą skandynawską, nie licząc krótkiej przygody z Ziemiomorzem Ursuli Le Guin (może pora powrócić do tamtych niedokończonych powieści?). W przypadku pani Lackberg i książki o przedziwnym tytule, mamy do czynienia z gatunkiem powszechnie postrzeganym jako niskich lotów, a mianowicie z kryminałem. 

www.empik.com
Fabuła z początku do złudzenia przypomina nam to, co działo się w Dziesięciu Murzynkach znanych również pod poprawnym politycznie tytułem I nie było już nikogo Agathy Christie. Zamieć śnieżna odcina bohaterów na urokliwej wyspie, gdzie planowali spędzić święta. Warto to wspomnieć, że nie są to przypadkowe postacie, a rodzina, która mówiąc delikatnie nie pała do siebie miłością. Najstarszy członek rodu, właściciel firmy giganta przynoszącej grube miliony zysku jest otoczony sępami, które wyczekują jego śmierci w nadziei na pokaźny spadek. Wszystkiemu ze sporą dozą niesmaku przygląda się pewien policjant, nowy facet wnuczki rekina biznesu. Oczywiście jak to w kryminałach bywa ktoś musi umrzeć. Nie zaskoczę pewnie nikogo, że padło na starszego pana. Został otruty cyjanowodorem, który mocno pachnie migdałami (wszystkie zagadki z tytułu rozwiązane ;)). Kochaną rodzinę o wiele bardziej od śmierci starego zajmuje to, w jakiej formie zostawił po sobie testament. W tym miejscu do akcji wkracza policjant, dla którego urlop przemienia się w kolejną sprawę do rozwiązania. 

Powieść jest bardzo krótka i długo nie trzeba czekać na rozwiązanie intrygi. W czasie lektury irytowało mnie to, że autorka tak intensywnie powtarzała oskarżenia wokół jednego i tego samego bohatera, że od razu stało się jasne, że zbyt oczywiste jest to, żeby to on właśnie zabił. Poszukiwanie mordercy mimo wszystko trzyma czytelnika w napięciu. Samo rozwiązanie sprawy jest dość zaskakujące, szczególnie, że zanim do niego doszło kolejny członek rodziny zginął. Zamieć śnieżna i woń migdałów to przyjemna książka w sam raz na jeden wieczór, to o wiele lepszy wybór niż programy rozrywkowe w telewizji. 

wtorek, 28 sierpnia 2012

Więzień Nieba

Powieści pana Zafona dość często przewijają się na tym blogu. Nie mogłam nie kupić jego najnowszego dzieła jakim jest Więzień Nieba, ponieważ jak dotąd ani razu nie zawiodłam się na książkach utrzymanych w tajemniczym klimacie cmentarza książek. 

www.empik.com
Niestety, tym razem jestem wielce rozczarowana. Więzień nieba okazał się być historią, której bez lektury Gry Anioła nie będzie się w stanie zrozumieć. Może nie tyle zrozumieć, co połapać z wszystkimi wątkami ponieważ znajduje się tu całe mnóstwo odwołań do sytuacji z poprzedniej książki. Cała historia jest po prostu zmyślnie opowiedzianymi losami jednego z głównych bohaterów Gry Anioła właśnie. Zastanawia mnie, dlaczego nie została ona wpleciona w i tak już obszerną książkę, zamiast być kanwą dla nowej pozycji. Czyżby dlatego, że ostatnie zdanie stanowiło zapowiedź nowej powieści? 


Więźnia Nieba przeczytałam z przyjemnością, ponieważ bardzo lubię styl pana Zafona, jednak pozostawiła ona po sobie olbrzymi niedosyt. Mam wrażenie jakbym obejrzała trailera dobrego filmu, który nie wiadomo kiedy powstanie.  Lektura tej książki to jak lizanie lizaka przez papierek, nie polecam, tylko dla największych fanów ;)


środa, 25 lipca 2012

Siódmy M

Dziś chciałabym w dosłownie kilku zdaniach opisać Wam ostatnią powieść, którą przeczytałam. Siódmy M autorstwa Francisci Solar to chilijski kryminał, którego akcja toczy się w miejscowości nieistniejącej na żadnej mapie. Zamieszkują ją Niemcy przybyli do Chile jeszcze przez zakończeniem II wojny światowej, obecnie zapomniani przez swoją ojczyznę i zupełnie pominięci przez nowy kraj, który bynajmniej nie okazał się być ich ziemią obiecaną. 

www.empik.com
Miejscowością tą, Puerto Fake, zainteresują się organy władzy, gdy w pewnym momencie dojdzie w niej do serii samobójstw. Jak to w podrzędnych kryminałach bywa, do sprawy (zupełnie z przypadku) zostaną wysłane dwie osoby, które mają do siebie bardzo antagonistyczny stosunek, młoda pani patolog oraz śledczy. Na doczepkę pojedzie z nimi zbadać tę sprawę przyjaciel dziewczyny, fotograf specjalizujący się w fotografowaniu zwłok (sic!).

Napisanie czegoś więcej o fabule zepsułoby całą radość z czytania. Zagadka, bardzo głęboko siedząca w tematyce II wojny światowej była jedynym powodem, dla którego czytałam tę książkę dalej. Bohaterowie byli mocno irytujący, dziecinnie nakreśleni, jednak ciekawiło mnie co, jak i dlaczego. Myślę, że w tym właśnie tkwi sukces takich powieści, a nie w głębokich portretach psychologicznych. 

Książka ta jest dobrą lekturą na jeden wieczór, o historii tej jednak szybko zapomnę. Podobno jest to pierwsza część trylogii, jednak nie wiem czy mam ochotę sięgać po kolejne jej części. Ot taki letni zabijacz czasu ;)

środa, 18 lipca 2012

Telefrenia

Ostatnio w moje ręce szczęśliwie trafił wielki worek wypełniony książkami, ucieszyłam się tym bardziej, że były to książki, po które sama z pewnością bym nie sięgnęła. Na pierwszy ogień poszła Telefrenia Edwarda Redlińskiego, znanego przede wszystkim z Konopielki.

Wystarczyło mi kilka godzin na przeczytanie całej książki i to nie dlatego, że była ona tak cienka. Dawno nic tak mocno nie przykuło mojej uwagi. To coś zupełnie innego, niż to, do czego przywykłam zakopując się po samą szyję w klasyce literatury, posługując się słownictwem z książki można by powiedzieć inna koleina. Z jednej strony książka traktuje o uzależnieniach i samych uzależnionych, którzy uzależniają się od uzależniania. Z drugiej ukazuje konflikt jaki narasta między pokoleniem rodziców, którzy przeżyli komunę oraz ich dorosłych dzieci, które komunę ledwo pamiętają. Wszystko to na przykładzie Andrzeja Kmicica, byłego męża Aleksandry Billewiczówny (sic!) oraz jego syna, Karola, który pragnie zmienić swoje nazwisko na Wojtyła. Choć wszystko jest tu mocno pomieszane i czasem trudno się odnaleźć, to mimo wszystko książka jest rewelacyjna z jednego, prostego powodu- jest prawdziwa. Wszystko to, co w pełen ironii sposób zostało w niej opisane, obserwujemy w naszym życiu codziennym, to klasyczny przykład nastawienia zwierciadła, w którym wszystko krzywo się odbija. 


niedziela, 15 lipca 2012

Opowiadania, Edgar Allan Poe

Od razu zacznę od tego, że jestem zawiedziona tą książką. Przyznam, że trochę spontanicznie zdecydowałam się na zakup Opowiadań Egdara Allana Poe i jakoś automatycznie nasunęła mi się myśl, że kupuję zbiór opowiadań w których dominuje horror, bo właśnie na takie miałam ochotę. Niestety, w tym miejscu pokarało mnie za moją ignorancję i niewiedzę, ponieważ trafiłam na zbiór opowiadań, które śmiało można by nazwać dekadenckimi,  o mocno surrealistycznym zabarwieniu. 

www.zielonasowa.pl
Zdecydowanie nie jest to jedna z tych książek, które można czytać od niechcenia, dla zabicia czasu. Nie jest to też jedna z tych książek, które wciągają nas, że nie można zasnąć przed końcem lektury. Jest to książka wymagająca, każde opowiadanie do siebie łudząco podobne i jeśli przeczyta się więcej niż dwa na raz, to można się mocno pogubić. Irytowały mnie powtarzające się motywy i to, że w trzech opowiadaniach pod rząd zakopano kogoś żywcem, czy mężczyzna opisywał swoją miłość, do ukochanej, której duch nawiedzał go po jej śmierci. 

Owszem, znajdziemy tu sporo makabrycznych scen, jednak autor o wiele więcej miejsca poświęca na ekspresjonistyczne kreowanie portretów psychologicznych swoich postaci, co często jest zupełnie zbyteczne gdy idzie o samą fabułę opowiadania. 

Cóż, nie kupiłam tego co chciałam, wynudziłam się mocno podczas lektury, której raczej nie polecam, chyba, że ktoś lubi takie klimaty. Ja z podkulonym ogonem wrócę do sprawdzonego i mojego ulubionego horroru, jakim jest Dracula

piątek, 29 czerwca 2012

Pani Bovary

Kolejna porcja klasyki za mną. Wzmianki o Pani Bovary Gustava Flauberta pojawiały się w tak wielu innych książkach, że doskonale wiedziałam co mnie czeka podczas lektury oraz jakie będzie jej zakończenie.  Mimo wszystko nie zniechęciło mnie to do sięgnięcia po właśnie tę książkę. 

www.empik.com
Emma Bovary to postać, która z jednej strony jest irytująco infantylna w swoich zachowaniach, z drugiej zaś to po prostu kobieta wielce nieszczęśliwa. Wychowana na mrzonkach wielkiej miłości, pośród ówczesnych zepsutych książek nabrała mylnego wyobrażenia o swoim życiu. Chciała zaczerpnąć idealnej miłości, jednocześnie posiadając u boku męża, którego nienawidziła. Łatwo się domyślić, że w tym momencie musiał pojawić się kochanek. I to nie jeden. Kochankowie pociągnęli za sobą kłopoty, dokładając do tego trudną sytuację finansową Emmy jej położenie było bardzo skomplikowane. Choć właściwie sama sobie była winna i można by na niej wieszać psy jako na niegospodarnej i niemoralnej pani domu, która doprowadziła do jego upadku to nie można zapomnieć o tym, że przede wszystkim była to kobieta wielce nieszczęśliwa. W dużej mierze sama ściągnęła na siebie to nieszczęście, jednak kierowały nią wręcz banalnie proste motywy, po prostu chciała być kochana i jednocześnie zakochana. 

Cieszę się, że przeczytałam tę pozycję, choć nie uważam jej za wybitne dzieło. Fakt, że doskonale znałam ją już przez jej przeczytaniem również odebrał mi sporo uroku z lektury. Wydaje mi się, że Pani Bovary jest postacią, z którą przez lata identyfikowały się nieszczęśliwie zakochane panie.



poniedziałek, 25 czerwca 2012

Przygoda z owcą

Pierwszą książką Harukiego Murakamiego, którą przeczytałam było Po Zmiechrzu, natrafiłam na nią tuż po jej polskiej premierze i nabrałam ochoty na coś więcej od tego autora. Tak trafiłam na Norwegian Wood, powieść, która ma murowane miejsce w top ten moich książek. W tym momencie powinnam swoją przygodę z panem Murakamim zakończyć i uważać go za autora dwóch świetnych powieści, niestety sięgałam po coraz to nawet jego utwory, Kafkę nad morzem, Wszystkie boże dzieci tańczą, Sputink Sweetheart oraz nieszczęsną Przygodę z Owcą. 

www.nokaut.pl
Nawet sobie nie wyobrażacie ile razy podczas lektury tej powieści w mojej głowie trzy litery składały się w pewną całość, a mianowicie: WTF? Być może sama sobie jestem winna i totalnie nie zrozumiałam przekazu tej pozycji. Wydaje mi się jednak, że książka ta mogłaby śmiało zostać ówczesnym manifestem hipsterów, jest ona tak oryginalna, że nie sposób znaleźć jej równą pod tym względem. 

Wyobraźcie sobie bowiem, że poznajecie głównego bohatera, jakby to powiedziała moja babcia rozmemłanego do granic możliwości, do którego pewnego dnia przychodzi rządowa szycha i oświadcza mu, że ma odnaleźć owcę, która znajduje się na zdjęciu, które wykorzystał do kampanii reklamowej. Jak się okazuje jest to owca, która ma tendencje do wchodzenia w innych ludzi (sic!) i z tej pozycji próbuje przejąć kontrolę nad światem (sic!). Główny bohater jak każdy trzeźwo myślący obywatel zabiera swoją kochankę i udaje się na poszukiwania owcy. To jedyny w miarę poskładany i sensowy fragment tej książki. Nie sposób nie wspomnieć o specjalnie uzdolnionej kochance głównego bohatera, której uszy mają paranormalne zdolności (sic!). 

Szczerze, to dziękuję ale postoję...

niedziela, 3 czerwca 2012

Emma

Jane Austen jest chyba najczęściej przewijającą się autorką na tym blogu :) Brakuje mi jeszcze tylko dwóch pozycji, aby przeczytać jej wszystkie książki, Anula też ma za sobą sporą część jej twórczości. Dzisiaj napiszę kilka słów na temat Emmy, książki do której mam dość ambiwalentny stosunek. 

www.merlin.pl
Z jednej strony w książce znajdziemy to, za co pokochałam prozę Jane Austen: piękne opisy życia klas wyższych z XIX wieku, nieskomplikowane fabuły, które stają się tłem do ukazania konwenansów panujących w ówczesnym świecie. W  skrócie to przyjemne książki, które nie wymagają zbyt wiele od czytelnika, jednak są ciekawym źródłem informacji o tamtych czasach. 

W przypadku Emmy, cała przyjemność kończy się wraz z poznaniem głównej bohaterki, rozpieszczonej do granic możliwości Emmy oraz jej ojca, hipochondryka. Obie postaci są niesamowicie irytujące, egocentryzm Emmy przejawia się w każdym jej ruchu. Dodatkowo ciągle był pielęgnowany przez jej otoczenie, które z uporem maniaka wmawiało jej, że jest jedyna i wyjątkowa. Ciągle powtarzające się obawy ojca przed wyjściem z domu, bo można się od tego rozchorować również stawały się na dłuższą metę wielce nużące.

Gdy w powieści irytuje nas jedna postać, która dodatkowo przewija się gdzieś na drugim czy trzecim planie, to nie dzieje się nic złego. Gorzej, gdy tak jak w przypadku Emmy męczące jest towarzystwo dwóch głównych bohaterów. W moim odczuciu odbiera to wiele przyjemności z lektury. Sama fabuła jak najbardziej przypadła mi do gustu, jednak wyżej wymienione postacie znacząco utrudniały mi pełne cieszenie się książką. Nie polecam zaczynania przygody z Jane Austen od tej książki, lepiej postawić Dumę i uprzedzenie ;)

poniedziałek, 28 maja 2012

Dama Kameliowa

Ostatnio z braku czasu, zmęczenia oraz zwyczajnego lenistwa coraz chętniej sięgam po audiobooki. Kiedyś nie potrafiłam się na nich skupić, myśli zbyt łatwo uciekały mi od powieści, aż w końcu gubiłam wątek. Z wiekiem chyba zyskałam większą zdolność koncentracji ;) Dzięki temu mogę sobie pozwolić na spędzenie kilkunastu godzin na słuchaniu powieści (oczywiście nie na raz ;)). Dziś podczas śniadania usłyszałam ostatnie wersy Damy Kameliowej Aleksandra Dumasa i chciałabym się podzielić z Wami moimi wrażeniami z lektury.

www.merlin.pl
Autorem książki jest Aleksander Dumas syn- nie mylić z ojcem, autorem słynnych Trzech Muszkieterów czy Hrabiego Monte Christo. Jak można wyczytać w różnych źródłach historia ta oparta jest na autentycznym romansie między autorem książki a pewną paryską prostytutką. 

Sama historia jest po prostu piękną opowieścią o miłości, która połączyła pewnego młodzieńca oraz paryską kurtyzanę (tak, właśnie to określenie jest wykorzystane w książce). Miłość ta pozornie skazana jest na niepowodzenie, na które składa się wiele czynników: różnice klasowe, nieporównywalna zasobność portfeli, opinia społeczna. 

Całkowita odmienność realiów opisanych w książce od tego co możemy obserwować na co dzień sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. Przyznam, że lubię, gdy autor nakreśla mi to jak wygląda otoczenie, jednak w wypadku tej książki opisy sprawiały, że wręcz czułam jakie perfumy ma na sobie Małgorzata, główna bohaterka powieści. Choć sama powieść niesie za sobą prawdy oczywiste i nie odkryła przede mną niczego nowego na temat natury człowieka to i tak ostatni list Małgorzaty, wyjaśniający właściwie całą zagadkę powieści sprawił, że zwilgotniały mi oczy. Jak to często bywa w przypadku klasyki- nie znajdziemy tu nic odkrywczego, ale sama jej lektura jest nie lada przyjemnością.  

wtorek, 1 maja 2012

Wichrowe wzgórza

Tak jak pisałam w ostatniej mojej recenzji, na fali zachwytu nad Jane Eyre sięgnęłam po książkę, która wyszła spod pióra siostry jej autorki, Wichrowe Wzgórza Emily Bronte. Właściwie to trailer filmu na podstawie tejże powieści zachęcił mnie do sięgnięcia po książki sióstr. Zarówno w przypadku pierwszej jak i drugiej nie zawiodłam się. Jedynie mam ochotę zapytać się osoby, która w książce wydanej w ramach serii Biblioteki Narodowej, co miała na myśli umieszczając na pierwszej stronie, zaraz obok początkowych wersów pierwszego rozdziału  drzewo genealogiczne mieszkańców Wichrowych Wzgórz oraz Drozdowgo Gniazda, serwując mi tym samym spoilera wszech czasów. 

www.empik.com
Myślę, że Ci, których zniechęciła proza Jane Austen, ale mimo wszystko dalej lubujący się w wiktoriańskich klimatach odnajdą tu coś dla siebie. Z pozoru zwyczajna historia dwóch rodów, które mieszają w sąsiadujących dworkach od pierwszych stron ma w sobie coś niepospolitego. I nie chodzi tu bynajmniej o przeplatające się dwa skrajne uczucie, miłość i nienawiść, ale raczej o pewną dozę magii, która choć nie pojawia się wprost, to trudno pominąć jej obecność. 

Poznajemy to historię aż 3 pokoleń, na których losy cień rzuca namiętność, jaka połączyła dwójkę najbardziej egoistycznych w całej powieści bohaterów. Postacie, które początkowo wydają się być tymi, które darzy się ciepłymi uczuciami potrafią stracić całą naszą sympatię w kilka sekund, podobnie jak bohaterowie spod czarnej gwiazdy nie zawsze okazją się być tacy jak ich postrzegamy. 

Choć określenie tej książki jako romans nasuwa się od razu, nie szufladkowałabym jej od razu w tej kategorii. Dla mnie to genialne studium postaci, które ma w sobie elementy powieści psychologicznej czyli tego, co lubię najbardziej. Z pewnością będę do tej książki wracać, podobnie jak Jane Eyre mocno utkwiła mi w pamięci i często wracają do mnie poszczególne jej wątki. 

czwartek, 19 kwietnia 2012

Dziwne losy Jane Eyre

Po Jane Eyre autorstwa pani Charlotte Bronte  miałam ochotę sięgnąć już od dawna. Wielokrotnie wspominałam, że lubię angielskie powieści utrzymane w wiktoriańskim stylu (wystarczy spojrzeć na to, jak często pojawia się tutaj Jane Austen ;)). Książkę możecie odnaleźć również pod tytułem Dziwne losy Jane Eyre, jest to tylko kwestia tego, na które wydanie traficie. 

www.alejka.pl
Książka składa się z trzech tomów, które bogato opisują historię Jane. Poznajemy ją jako małą dziewczynkę, która nie miała łatwego startu. Sierota, poniżana przez krewnych, którzy poniekąd zostali zmuszeni do przejęcia pieczy nad nią, praktycznie od razu wzbudza w czytelniku współczucie. To jak niesamowicie niesprawiedliwie obchodzi się z nią życie dosłownie kuje w serce te bardziej wrażliwe czytelniczki. Z domu, w którym jest całkowicie pozbawiona miłości, która jest przecież tak potrzebna dorastającej dziewczynce, zostaje oddelegowana do szkoły katolickiej o bardzo ostrym rygorze, aż chce się powiedzieć, że trafiła z deszczu pod rynnę.

Jak łatwo się domyślić, fortuna kołem się toczy i dzięki swojej ciężkiej pracy Jane wypracowuje sobie pewną pozycję, z dziewczynki przemienia się w kobietę i dosięgają ją problemy typowe dla tego okresu w życiu. Pojawia się mężczyzna, nawet dwóch, jednak co dla mnie jest niesamowite biorąc pod uwagę czasy, w których książka została wydana, Jane chce być przede wszystkim niezależna. Tak, tak, w tej książce znajdziemy wiele feministycznych przesłanek, choć nigdy nie określiłabym jej mianem manifestu ;) 

Jane początkowo wzbudziła moje współczucie, które z każdą stroną przemieniało się w sympatię. Choć nie zgadzam się z jej wszystkimi wyborami czy motywacjami to i tak uważam ją za postać wybitnie postępową. Jeżeli uważacie, że powieści Jane Austen są zbyt nudne, choć klimaty angielskiej klasyki przypadły Wam do gustu jestem pewna, że ta pozycja będzie w sam raz. Choć nie mamy się co liczyć na akcję niczym w Jamesie Bondzie, to i tak trudno się od tej książki oderwać. Cieszę się, że ją trafiłam, malownicze opisy do tej pory kołaczą mi w głowie ;) Z racji tego, że czuję niedosyt sięgnęłam od razu po Wichrowe Wzgórza (przypomniałam sobie o tej książce oglądając trailera w kinie ;)), których autorką jest siostra pani Bronte, Emily. 

sobota, 7 kwietnia 2012

Śniadanie u Tiffany'ego

Od dawna nosiłam się z zamiarem przeczytania Śniadania u Tiffany'ego autorstwa Trumana Capote. Kiedy w końcu egzemplarz tej książki trafił w moje ręce byłam zdziwiona, że w rzeczywistości to tak krótka nowelka, w sam raz na jeden wieczór. Nie miałam okazji obejrzeć kultowego wręcz filmu na jej podstawie, jednak teraz myślę, że nawet dobrze wyszło. Wątpliwą stratą jest uniknięcie kontaktu z jedną z najbardziej irytujących postaci literackich, z jakimi miałam styczność do tej pory. Brionny z Pokuty dalej jest na miejscu nr 1 pod tym względem, jednak rośnie jej silna konkurencja. 

www.empik.com
Główna bohaterka, Holly Golightly, to ni mniej ni więcej tylko małomiasteczkowa dziewczyna, która wieku 14lat wyrwała się z prowincji to wielkiego miasta. Ze względu na swoje niebanalne piękno oraz mocno zmanierowane zachowanie zyskiwała sobie coraz to nowych adoratorów, dostając się w ten sposób na sam szczyt nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Jako dziewczyna do towarzystwa zarabia na "wychodzeniu do toalety" z różnymi osobnikami płci męskiej, dorabia sobie na boku jako kontakt między osadzonym w więzieniu mężczyzną zaangażowanym w narkobiznes.  A w tym wszystkim zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka, której największym celem jest mieć tyle pieniędzy, żeby móc zjeść śniadanie u Tiffany'ego.

Poznajemy ją z perspektywy jej sąsiada, który podobnie jak wielu innych zadurzonych w niej mężczyzn całkowicie traci poczucie męskości i gra dokładnie tak jak ona mu zagra. Czasem próbuje ją doprowadzić do porządku, jednak zazwyczaj brakowało mu "jaj", żeby postawić na swoim. 

Szczerze nie wiem, czym tu się zachwycać. Dla mnie ta książka to jedna z wielu, które nie wywarły na mnie żadnego wrażenia, jedynie zniechęciły mnie do obejrzenia filmu. Dodam też, że podczas lektury Holly, którą sobie wyobrażałam wyglądała zupełnie inaczej niż Adurey Hepburn, która na zawsze pozostanie kojarzona z Tiffanym.

Na koniec pozwolę sobie odesłać Was do fragmentu ekranizacji (który nieco różni się od wersji książkowej) jednak  doskonale obrazuje główną bohaterkę książki. Poniżej możecie zobaczyć jak potraktowała swojego kota, o którym zawsze mówiła, "że nie należy do niej, tylko po prostu ich ścieżki chwilowo się przecięły". 



No i jak jej nie lubić? ;)

piątek, 24 lutego 2012

Jack London w spódnicy

Odrodzona Tucker Malarkey czekała na swoją kolej na półce prawie dwa lata. Nigdy mnie do niej nie ciągnęło, wielkie, mało mobilne wydanie również zniechęcało mnie, aby po nią sięgnąć z racji tego, że dużo czytam w podróży i taki dodatkowy kolos nie jest tam pożądany. Jednak choroba i tygodniowe zwolnienie wymusiło na mnie sięgnięcie po tę pozycję. Przyznam, że nigdy nie słyszałam o autorce książki, nie znam jej innych dzieł. Jednak lektura już od pierwszych stron przypominała mi inną książkę, którą przeczytałam kilka lat temu, a mianowicie Anioły i demony Dana Browna. 

www.poczytaj.pl
Poznajemy tu historię młodej pielęgniarki, która w tajemniczych okolicznościach traci ojca zajmującego się badaniem początków chrześcijaństwa oraz tajemniczymi ewangeliami, odkrytymi w Egipcie. Gemma pozna prawdę o jego śmierci tylko, jeśli uda jej się sięgnąć do samych źródeł religii, której zwolenniczką nigdy nie była.

Cała akcja toczy się wokół zapisków ojca Gemmy, które umiejętnie poukrywał przed światem, aby nie wpadły w niepowołane ręce. Właśnie ta zapobiegliwość ojca rozbudziła w Gemmie podejrzenie, że przeczuwał, że ktoś czyha na jego życie. Jej nadrzędnym celem stało się odkrycie powodu, dla którego ojciec musiał zginąć. 

Po przylocie z Londynu do Kairu w nowej rzeczywistości pomogą jej się odnaleźć dwaj bracia. Wątek miłosny jest w tej  książce mówiąc delikatnie "grubymi nićmi szyty", a męskie postaci wykreowane na zasadzie zbyt mocnego kontrastu. Autorka przesadziła opisując zarówno wojennego kalekę o niesamowitym temperamencie jak i powściągliwego archeologa. Tym przedobrzeniem machinalnie zdradziła, który z panów stanie się bliższy głównej bohaterce. Na szczęście romansy odgrywają w tej pozycji rolę drugoplanowa.

Jeśli ktoś spodziewa się pościgów, strzelanin i wielkich zwrotów akcji, szczerze się zawiedzie. Książka jest jednym wielkim popisem logiczno-lingwistycznym, opartym na ogromnej wiedzy historycznej. Część może się wynudzić jak na zajęciach z historii, część, którą interesują teorie spiskowe, szczególne te dotyczące kościoła powinna być zadowolona. Niestety, rozwiązanie akcji jest tu również enigmatyczne jak u Browna. Pokuszę się o stwierdzenie, że po lekturze odczuwam lekki niedosyt.

Na koniec dodam, że sposób pisania autorki świadczy o tym, że miała ona chyba niemałe parcie na szkło. Opisy są tak plastyczne i wyraziste, że momentami stają się irytujące- przecież ja chcę wiedzieć co dalej z Marią Magdaleną, a nie jakiego koloru, faktury, kształtu itp była posadzka w hallu nic nie znaczącego w fabule powieści hotelu. Albo bawimy się w sensację i budowanie napięcia, albo w Orzeszkową i opisy rodem z Nad Niemnem.

poniedziałek, 6 lutego 2012

O zdradzającym i zdradzanym

Nad Zazdrością i Medycyną Michała Choromańskiego wielokrotnie zachwycała się moja prowadząca zajęcia z historii literatury. Wychodząc z założenia, że kobieta zna się na rzeczy, gdy przypadkiem odnalazłam tę książkę w antykwariacie sięgnęłam po nią bez wahania. 

www.lubimyczytac.pl
Historię trójkąta miłosnego przedstawionego w tej powieści poznajemy tylko z dwóch perspektyw. Męża i kochanka. Główna zainteresowana jest ukazana jako wręcz mistyczna postać, która jednym spojrzeniem potrafi zmiękczyć serce. Choć cała akcja toczy się wokół niej, to jest ona odsunięta na dalszy plan, a główną rolę pełnią wyobrażenia na jej temat, które poznajemy dzięki rewelacyjnie skomponowanym monologom wewnętrznym męża oraz kochanka. 

Fabuła wydaje się być nad wyraz błaha- jeden zdradza, z drugi jest zdradzany. Jednak cały obraz zdrady, jej mechanizm i to, że jest ona przedstawiona czytelnikowi od końca do początku sprawia, że lektura jest niezwykle interesująca.

Autor zauważa wiele "złośliwości losu", w którym nie ma miejsca na zaplanowane działanie, ponieważ emocje często biorą górę nawet nad najbardziej opanowanym człowiekiem. Dlatego z biegiem lektury można postawić sobie pytanie: kto popada w większą paranoję, ten kto zdradza, czy ten kto jest zdradzany?

Jako ciekawostkę podam, że książka ta powstała w okresie dwudziestolecia międzywojennego, jednak jej tematyka jest jak najbardziej aktualna mimo upływu już blisko stu lat. Niektóre cechy w człowieku nigdy chyba nie ulegną zmianie ;)

sobota, 4 lutego 2012

Trzeba było trzymać się swoich zasad...

Kiedy pisałam recenzję lektury Kolacja z Anną Kareniną postanowiłam sobie, że nie będę sięgać po książki tylko dlatego, że mój ulubiony autor czy postać literacka zostali umieszczeni w ich tytule. Doskonale wiem, że zazwyczaj jest to zwykły chwyt marketingowy, na który łapią się tacy naiwniacy jak ja, który obiecują sobie, że w danej książce odnajdą to, za co literaturę piękną pokochali. Guzik prawda. W moim postanowieniu wytrwałam aż pół roku. Dziś z radością skończyłam czytać książkę Siostrzeniec Kundery. Sama się sobie dziwię, że nie rzuciłam jej w kąt po pierwszych 50 stronach, stało się tak chyba tylko dlatego, że nie mogłam uwierzyć, że ktoś napisał, a kto inny wydał tak totalnie bezwartościową książkę. Mam wrażenie, że moje pamiętniki, które pisałam w czasach podstawówki, miały większą wartość artystyczną niż ten grafomański popis.

Główny bohater książki, Wiktor, zostaje nam przedstawiony jako bogacz z przypadku, który kiedyś po pijaku obstawił zwycięskiego konia w gonitwie. Pieniądze, które zyskał w ten sposób pozwoliły mu wieść beztroskie życie. Do tego stopnia beztroskie, że postać ta jest niesamowicie nieautentyczna. Potrafi przez cały dzień zastanawiać się, czy właściwie ma ochotę na pomarańczę czy nie i tego typu spory zostają rozstrzygnięte w momencie, kiedy owoc zgnije. Kiedy zostawia go dziewczyna, Teresa, zapada w depresję, której opisem autor pogrążył się w moich oczach. Jakby tego było mało lekiem na rozstanie i próbą ponownego zjednoczenia kochanków miało być przygarnięcie pod swój dach lekko upośledzonego Konrada, tytułowego siostrzeńca Kundery. Miał on być substytutem dziecka, które pragnęła mieć Teresa, a o którym w ramach swojej beztroskiej egzystencji nie pomyślał Wiktor. Bo oczywiście, jak to zazwyczaj po rozstaniu bywa, para po rozstaniu dalej mieszkała razem.

W moim odczuciu David Foenkinos wpadł na pomysł powieści, którą za wszelką cenę próbuje podać w niezmienionej formie. Nie chciał się rozwodzić nad problemami finansowymi ani innymi błahostkami, które dotykają zwykłych szarych obywateli, więc swoje postacie umieścił w świecie, gdzie nike nie kłopocze się czymś takim jak pieniądze. Bohaterowie zapewne w zamyśle mieli być wyraźnie zarysowani, wyszli jako żałosne karykatury siebie samych. Wiktor, który jednocześnie jest narratorem tej powieści jest postacią niezwykle irytującą. Jego depresja i rozckliwianie się nad sobą było wręcz niesmaczne. Jako przykład podam sytuację, kiedy w ramach swojej bezradności i niezdecydowania wypływającego z choroby ogolił sobie tylko pół twarzy. Wiem, że w zamyśle sytuacje takie miały być groteskowe, jednak zabrakło w nich tej ironii i poczucia humoru, którymi przesycone są powieści właśnie samego Milana Kundery.

Sceną, którą uważam za najbardziej dramatyczną jest moment, kiedy po wspólnym pijaństwie Wiktor i jego przyjaciel Edward zaczęli rozważać nad alegorycznym znaczeniem wymiocin (sic!).

piątek, 27 stycznia 2012

Ale to już było. Chociaż było piękne.

Carlosa Ruiza Zafona chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Wystarczy spojrzeć na ostanie wpisy na blogu, żeby się przekonać, że to autor wielce przeze mnie i Anulę lubiany. Kolejną jego powieść z cyklu "dla dzieci" mogę odhaczyć na liście książek do przeczytania. Dziś będzie mowa o Światłach września, czyli jego trzecim z kolei dziele. W Polsce jego książki są publikowane w sposób niechronologiczny, mało kto wie, że jego pierwsze powieści zostały napisane w latach 1993-95 i dopiero po sukcesie Cienia Wiatru zawędrowały na nasz rynek. 

Nie bez przyczyny zaczynam od takich faktograficznych informacji. Już tłumaczę dlaczego. Po prostu czytając tę książkę, miałam wrażenie jakbym czytała esencję dwóch innych lektur, które wyszły spod pióra Zafona. Mam na myśli Księcia mgły oraz Marinę. Książki te powstawały jedna po drugiej i wyraźnie widać w nich wspólne motywy. W Światłach września odnajdziemy nadmorską scenerię, tajemniczy las w pobliżu posiadłości, w którym dzieją się niewytłumaczalne rzeczy, tajemniczych pryncypałów, którzy obiecują wieczne szczęście w zamian za oddanie duszy, ożywające martwe przedmioty. Mogłabym wymieniać jeszcze wiele motywów wspólnych dla tych powieści. Dlatego patrząc na tę książkę krytycznym okiem myślę sobie "wszystko fajnie, ale to już było". Jednak nie wszyscy muszą od razu mieć takie spaczenie jak ja i sięgać od razu po wszystkie książki, jakie wyszły spod pióra danego autora ;)


Akcja Świateł września toczy się we Francji tuż przed drugą wojną światową. Dokładnie w małym miasteczku, które w okresie letnim żyje życiem odwiedzających je turystów. Sprowadza się do niego wdowa z dwójką dzieci, które kilka miesięcy wcześniej straciły ojca. Ich matka znajduje zatrudnienie u tajemniczego twórcy zabawek, który mieszka w ogromnej posiadłości wypełnionej własnymi tworami. Jego zabawki wyglądają tak realistycznie, że z trudem można odróżnić co jest zabawką, a co istotą żywą. Tak mroczna sceneria jest jeszcze niczym w porównaniu z tym, co skrywa się w jednej z komnat budowli i co, nie bez ingerencji sił zła, zostaje wypuszczone na wolność.

I choć jak już wspominałam książka przypomina swoich braci z cyklu "dla młodzieży" to różni się od nich ciężarem panującego klimatu. Tak jak ostatnio pisałam, że nie czytałabym do snu swemu dziecku Mariny ze względu na obecność, nazwijmy rzecz po imieniu, makabrycznych scen. Światła września głębiej wchodzą w psychikę ludzką i w gruncie rzeczy wciąż krążą wokół tematu, jakim jest ciemna strona człowieka. Biorąc pod uwagę czas, w którym toczy się akcja powieści oraz jej epilog (rok 1946), nietrudno domyślić się, że autor odwołując się do owego cienia mieszkającego w każdym z nas miał na myśli cień, który spowił Europę w czasie wojny. 

Po raz kolejny muszę przyznać, że Zafonowi udało się napisać książkę, od której nie można się oderwać, gdy już się zacznie ją czytać. Świat, który przedstawia w swoich powieściach jest piękny i straszny zarazem i chyba właśnie to mnie najbardziej do jego książek przyciąga.  

czwartek, 22 grudnia 2011

Frankenstein dla dzieci?

Po książki Carlosa Ruiza Zafona zawsze sięgam z wielką chęcią. Przeczytałam już Grę Anioła, Księcia Mgły oraz powieść, która przyniosła mu największy rozgłos, a mianowicie Cień Wiatru. Wszystkie oparte są na podobnym schemacie, młody bohater odkrywa jakąś tajemnicę z przeszłości, wraz z przyjaciółmi stara się ją odkryć. Na drodze ku jej poznania spotyka grono osób, które przed laty posiadły cenne informacje i z nich powoli krystalizuje mu się całość historii. Stare zdjęcia, listy, opowieści stanowią znaczną część każdej powieści Zafona, pozwalają czytelnikowi wraz z głównym bohaterem przenieść się kilkadziesiąt lat wstecz i stać się niewidzialnym obserwatorem tajemniczych wydarzeń.

Źródło: www.stacjakultura.pl
Nie inaczej jest w przypadku powieści Marina. Należy ona do tej grupy książek autora, które jak sam określił: choć powstały z myślą o młodym odbiorcy, miałem nadzieję, że przypadną do gustu wszystkim bez względu na wiek. Bardzo chciałem napisać taką książkę, która z przyjemnością sam bym przeczytał jako dzieciak, jako dwudziestotrzylatek, czterdziestolatek, czy wreszcie sędziwy osiemdziesięciolatek.

Czy mu się udało? Przyznam szerze, że choć Księcia Mgły sama zakwalifikowałabym zdecydowanie jako powieść dla dzieci, to tutaj miałabym co do tego pewne wątpliwości. Wątek tajemniczej kobiety w czerni, którą Oscar i Marina postanawiają śledzić z nudów początkowo wydaje się być historią, aż zbyt banalną. Jednak gdy wydarzenia zaczynają nabierać tępa, a my wraz z młodymi bohaterami odkrywamy krok po kroku najmroczniejsze zakamarki Barcelony ciarki mogą przebiec nam po plecach. A to wszystko z powodu historii rodem z Frankensteina!

Po przeczytaniu kilku powieści Zafona wiem, że u niego nie ma rzeczy niemożliwych, choć bynajmniej nie jest pisarzem science-fiction. Historia, którą opisał wydaje się tak nieprawdopodobna, lecz jednocześnie prawdziwa za sprawą plastyczności jego opisów. Właśnie ta zdolność autora przyciąga mnie do jego kolejnych książek. Choć często jest postacie są naiwne, momentami wręcz przerysowane, to klimat, który potrafi stworzyć sprawia, że zawsze z chęcią zaszywam się w jego powieściach, które potrafią oderwać czytelnika od rzeczywistości na długie godziny.

wtorek, 6 grudnia 2011

Pranie mózgu

To już druga opisywana przeze mnie powieść Ladislava Fuksa. Podobnie jak Myszy Natalii Mooshaber nie należy ona do lekkich, łatwych i przyjemnych lektur, które czytamy przed snem, aby lepiej zasnąć. Już sam tytuł Palacz zwłok nie może napawać optymizmem. 

Źródło zdjęcia: www.dodatkidogazet.pl
Tytułowy bohater, Karol Kopfrkingl, jest pracownikiem praskiego krematorium. Uwielbia swoją pracę, sumiennie spełnia swoje obowiązki. Twierdzi, że śmierć jest najpiękniejszą rzeczą, która może spotkać człowieka, ponieważ wyzwala go tym samym od wszelkiego bólu i cierpienia. Po takiej dewizie mogłoby się zdawać, że jest człowiekiem posępnym i raczej pesymistycznie nastawionym do życia. Nic bardziej mylnego!

Karol wraz ze swą żoną oraz dwójką dzieci wiedzie całkiem normalne życie. Do swojej wybranki zwraca się per Aniele, dzieci obsypuje prezentami, często udają się na rodzinne wycieczki. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i wraz z szerzącą się w latach 30. ideologią nazistowską ojciec rodziny zaczyna powoli odkrywać jak bardzo różnią się Żydzi od jedynego słusznego narodu jakim są Niemcy. Jego portret psychologiczny zarysowany w tej książce z każdą stroną staje się bardziej przerażający. Na przemianę jego mentalności ma ogromny wpływ jego znajomy Willy, który na każdym kroku daje mu do zrozumienia, że jako czystej krwi Aryjczyk ma misję do spełnienia. Gdy przypomnimy sobie jego miejsce pracy, nietrudno się domyślić, o jaką misję chodzi.

Książkę tę śmiało mogę określić mianem przerażającej. Ciarki przebiegały mi po plecach nie tylko w momencie, gdy czytałam o planach stworzenia wielkich kaźni, ale również kiedy wraz z głównym bohaterem odkryłam, że jego żona była z pochodzenia Żydówką...

niedziela, 13 listopada 2011

Co za dużo to nie zdrowo

Z prozą Hrabala znam się nie od dziś. Bardzo szanuję jego twórczość, mam do niej wielki sentyment. Uwielbiam sposób w jaki kreuje postaci i zawsze ochoczo sięgam po kolejne jego dzieło Tym razem miałam okazję przeczytać Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych. Po lekturze tej stosunkowo krótkiej powieści czuję się jednak jakbym zjadła na raz kilka tabliczek czekolady. I bynajmniej nie jest to miłe uczucie.

Fabuły nie jestem w stanie streścić. Jest to zlepek niezliczonej ilości historyjek łudząco podobnych do tych, którymi raczył nas wojak Szwejk. Ogromna dawka czeskiego humoru skompresowana na małej powierzchni może doprowadzić jedynie do katastrofy. Czytając Lekcje tańca momentami miałam wrażanie, że ktoś na mnie krzyczy, nie nadążałam za akcją, która diametralnie zmieniała się co kilka linijek. Nawet nie mogę powiedzieć, że co zdanie, ponieważ cały monolog głównego bohatera jest jednym zdaniem! Muszę jednak przyznać, że obraz życia między gospodą a łóżkiem w Czechach za czasów Austro-Węgier, na dodatek ukazany w krzywym zwierciadle potrafił mnie momentami mocno rozbawić, żeby po chwili wprawić w wielkie zniesmaczenie.

Powieść choć krótka okazała się być bardzo męcząca. Jeśli jeszcze nie czytaliście nic Hrabala to zdecydowanie odradzam tę książkę jako pierwszą- najprawdopodobniej się zniechęcicie. Sporo osób zapewne słyszało o filmie na podstawie Obsługiwałem angielskiego króla i od tej pozycji proponuję rozpocząć swoją przygodę z tym pisarzem. Uważam ją za jedną z najlepszych, które wyszły spod ręki wielbionego przez wielu pisarza, jednoczenie przystępną dla każdego, nie to co Lekcje Tańca, po których mam wrażenie, że przedawkowałam Hrabala...

niedziela, 16 października 2011

Nie do określenia

Książka Ladislava Fuksa Myszy Natalii Mooshaber znalazła się w moich rękach tylko i wyłącznie dlatego, że jest jedną z lektur, którą muszę przeczytać do egzaminu, sama z siebie bym się na nią nie skusiła. Z tego powodu lubię moje studia, ponieważ dzięki nim odkrywam całe zastępy interesujących mnie lektur, dziś pora na recenzję jednej z nich. 

Powieść Myszy Natalii Mooshaber jest dla mnie bardzo trudna do określenia jeśli chodzi o jej gatunek. Kryminał (nie przepadam za nimi), groteska, powieść społeczno-obyczajowa, utopijna, nawet fantastyczna- wszystkie te nazwy będą trafne. 

Tytułowa bohaterka, Natalia Mooshaber jest biedną wdową, która zarabia na życie doglądając grobów na cmentarzu. Dodatkowo pracuje społecznie w Opiece, instytucji, która dba o ład i porządek  w świecie rządzonym przez despotycznego władcę, ukrywającego przed ludem ukochaną królową. Natalia w ramach pracy w Opiece chodzi po mieście i dogląda tego, jak zachowują się dzieci podejrzane o niesubordynację wobec państwa. Choć nie dostaje za tę pracę żadnego wynagrodzenia bardzo się do niej przykłada. Jej największą zmorą są jej własne dzieci, które nie dość, że zupełnie jej nie szanują, to na każdym kroku próbują oszukać oraz wplątać we własne nieczyste interesy. 

Po przeczytaniu kilku pierwszych stron pomyślałam sobie, że czeka mnie powtórka z lektury 1984, jednak nic podobnego. W świecie Natalii władca jest jedyny i absolutny, w szkole dzieci uczą się jego życiorysów, a ten, kto przy jego recytacji się myli jest surowo karany. Choć ludzie, są sparaliżowani strachem, to język jakim się posługują jest doprawdy komiczny. Wiele zdań z książki mogłoby posłużyć dziś za łamańce językowe. Takie zestawienie sprawia, że wszystkich dramatycznych sytuacji nie odbiera się z należytą powagą, a raczej z pewną dozą czarnego humoru. 

Książka zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na samą treść, która choć jest ciekawa, to jednak nie najłatwiejsza w odbiorze, ale właśnie i na język jakim jest napisana. Osoby, które zainteresowane są historią krajów Europy Środkowej również znajdą w niej wiele analogii do wydarzeń z minionej epoki.