Anastasia Stelee lada chwila kończy studia, jest spokojną, dobrze ułożoną dziewczyną, jak się później jeszcze okaże, także dziewicą (polskim gimnazjalistkom będzie to trudno ogarnąć:D:D heheh). Zupełnie przypadkiem poznaje milionera, właściciela potężnej firmy Christiana Greya. Coś się między nimi zaczyna dziać i okazuje się, że Pan Grey jest fanem zabaw sado-maso, oraz nie jest zainteresowany typowym dla reszty świata związkiem. Ponieważ jest młody, superprzystojny i totalnie niezależny od nikogo, Anastasia zakochuje się w nim i godzi na wszystko. Reszty opowiadać nie będę, ale kończy się to mało wesoło dla nich obojga - musi tak być, bo jest to pierwsza część trylogii i coś musi zachęcić czytelniczki, aby zakupiły pozostałe dwa tomy ;p
Niestety muszę powiedzieć, że ja się nie dam złapać na ten chwyt marketingowy, ponieważ książka kompletnie nie przypadła mi do gustu. Sado-maso scen było właściwie jak na lekarstwo, więc nie wiem, czym się tak cały świat podnieca, a do tego język autorki pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mnóstwo wyrazów bardzo często się powtarza, co daje wrażenie, jakby autorka miała bardzo mały zasób wyrazów. A wsadzanie w usta głównej bohaterce okrzyku "O Święty Barnabo!" co chwilę już mnie totalnie rozwaliło. Jeszcze wspomnę, że właśnie Anastasia Steele jest narratorką w tej historii i dzieli się z nami wszystkimi myślami i odczuciami jej towarzyszącymi. Dodatkowo Anastasia bardzo lubi nam mówić co robi jej "wewnętrzna boginii", kiedy na przykład Christian powie jej komplement. Generalnie motyw wewnętrznej boginii przewijał się bardzo często przez książkę i już po 10-tym razie zbierało mi się na bełta ;p
Cała historia oraz postacie występujące to jakaś totalna bajka. Christian Grey jest ideałem mężczyzny, nawet jest taki fantastyczny, że wyciągnął Anastasii zakrwawiony tampon, bo bardzo chciał ją przelecieć w łazience kiedy miała okres... Miodzio. Myślę też, że zaprzedał dusze diabłu, bo bzykać to on się może co sekundę, oczywiście za każdym razem doprowadzając Anę do orgazmu. A własnie! Orgazmy swoje Ana opisuje jako "rozpadanie się na milion kawałków" - chyba tylko takie określenie zna autorka, bo pojawia się prawie przy każdym opisie seksu...
Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie w głównej bohaterce bardzo irytowała (generalnie tą laskę, bym trzepnęła w łeb mocno, żeby się ogarnęła) a mianowicie ona prawie w ogóle nie jadła! Christian ciągle jej mówił, żeby coś tam zjadła i się poczęstowała, chociaż owoc czy coś, a ona ciągle nie, nie jest głodna itp. I strasznie się na to wkurzała. Ta książka zebrała mnóstwo krytycznych uwag, ale o sprawy jedzeniowe, chyba tylko ja się czepiłam ;p
Podsumowując moją masakrująca opinię, Pięćdziesiąt Twarzy Greya to jedna z gorszych książek, które kiedykolwiek czytałam. Ubogie słownictwo przeplata się tutaj z nijaką główną bohaterką, której potok myśli jest irytujący dla każdego.
Zdjęcie okładki ze strony:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146615/piecdziesiat-twarzy-greya