wtorek, 20 listopada 2012

Fifti szejds of Grej ;p

         O tej książce mało kto nie słyszał. Nie ukrywam, że jej tematyka nawet mnie zaciekawiła, ale do zakupu zachęcił mnie fakt, że gdzieś słyszałam, że Ryan Gosling ma zagrać w ekranizacji, a po roli w filmie Drive kocham go bezgranicznie i zdecydowałam zapoznać się z książką ;p Z tego co wiem, to troszkę się pośpieszyłam z tym, bo obsada jeszcze nie jest wybrana, a o rolę Christiana Grey'a rywalizuje kilku aktorów.
       Anastasia Stelee lada chwila kończy studia, jest spokojną, dobrze ułożoną dziewczyną, jak się później jeszcze okaże, także dziewicą (polskim gimnazjalistkom będzie to trudno ogarnąć:D:D heheh). Zupełnie przypadkiem poznaje milionera, właściciela potężnej firmy Christiana Greya. Coś się między nimi zaczyna dziać i okazuje się, że Pan Grey jest fanem zabaw sado-maso, oraz nie jest zainteresowany typowym dla reszty świata związkiem. Ponieważ jest młody, superprzystojny i totalnie niezależny od nikogo, Anastasia zakochuje się w nim i godzi na wszystko. Reszty opowiadać nie będę, ale kończy się to mało wesoło dla nich obojga - musi tak być, bo jest to pierwsza część trylogii i coś musi zachęcić czytelniczki, aby zakupiły pozostałe dwa tomy ;p
         Niestety muszę powiedzieć, że ja się nie dam złapać na ten chwyt marketingowy, ponieważ książka kompletnie nie przypadła mi do gustu. Sado-maso scen było właściwie jak na lekarstwo, więc nie wiem, czym się tak cały świat podnieca, a do tego język autorki pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mnóstwo wyrazów bardzo często się powtarza, co daje wrażenie, jakby autorka miała bardzo mały zasób wyrazów. A wsadzanie w usta głównej bohaterce okrzyku "O Święty Barnabo!" co chwilę już mnie totalnie rozwaliło. Jeszcze wspomnę, że właśnie Anastasia Steele jest narratorką w tej historii i dzieli się z nami wszystkimi myślami i odczuciami jej towarzyszącymi. Dodatkowo Anastasia bardzo lubi nam mówić co robi jej "wewnętrzna boginii", kiedy na przykład Christian powie jej komplement. Generalnie motyw wewnętrznej boginii przewijał się bardzo często przez książkę i już po 10-tym razie zbierało mi się na bełta ;p
         Cała historia oraz postacie występujące to jakaś totalna bajka. Christian Grey jest ideałem mężczyzny, nawet jest taki fantastyczny, że wyciągnął Anastasii zakrwawiony tampon, bo bardzo chciał ją przelecieć w łazience kiedy miała okres... Miodzio. Myślę też, że zaprzedał dusze diabłu, bo bzykać to on się może co sekundę, oczywiście za każdym razem doprowadzając Anę do orgazmu. A własnie! Orgazmy swoje Ana opisuje jako "rozpadanie się na milion kawałków" - chyba tylko takie określenie zna autorka, bo pojawia się prawie przy każdym opisie seksu...
         Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie w głównej bohaterce bardzo irytowała (generalnie tą laskę, bym trzepnęła w łeb mocno, żeby się ogarnęła) a mianowicie ona prawie w ogóle nie jadła! Christian ciągle jej mówił, żeby coś tam zjadła i się poczęstowała, chociaż owoc czy coś, a ona ciągle nie, nie jest głodna itp. I strasznie się na to wkurzała. Ta książka zebrała mnóstwo krytycznych uwag, ale o sprawy jedzeniowe, chyba tylko ja się czepiłam ;p
         Podsumowując moją masakrująca opinię, Pięćdziesiąt Twarzy Greya to jedna z gorszych książek, które kiedykolwiek czytałam. Ubogie słownictwo przeplata się tutaj z nijaką główną bohaterką, której potok myśli jest irytujący dla każdego.

Zdjęcie okładki ze strony:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146615/piecdziesiat-twarzy-greya

wtorek, 28 sierpnia 2012

Więzień Nieba

Powieści pana Zafona dość często przewijają się na tym blogu. Nie mogłam nie kupić jego najnowszego dzieła jakim jest Więzień Nieba, ponieważ jak dotąd ani razu nie zawiodłam się na książkach utrzymanych w tajemniczym klimacie cmentarza książek. 

www.empik.com
Niestety, tym razem jestem wielce rozczarowana. Więzień nieba okazał się być historią, której bez lektury Gry Anioła nie będzie się w stanie zrozumieć. Może nie tyle zrozumieć, co połapać z wszystkimi wątkami ponieważ znajduje się tu całe mnóstwo odwołań do sytuacji z poprzedniej książki. Cała historia jest po prostu zmyślnie opowiedzianymi losami jednego z głównych bohaterów Gry Anioła właśnie. Zastanawia mnie, dlaczego nie została ona wpleciona w i tak już obszerną książkę, zamiast być kanwą dla nowej pozycji. Czyżby dlatego, że ostatnie zdanie stanowiło zapowiedź nowej powieści? 


Więźnia Nieba przeczytałam z przyjemnością, ponieważ bardzo lubię styl pana Zafona, jednak pozostawiła ona po sobie olbrzymi niedosyt. Mam wrażenie jakbym obejrzała trailera dobrego filmu, który nie wiadomo kiedy powstanie.  Lektura tej książki to jak lizanie lizaka przez papierek, nie polecam, tylko dla największych fanów ;)


środa, 25 lipca 2012

Siódmy M

Dziś chciałabym w dosłownie kilku zdaniach opisać Wam ostatnią powieść, którą przeczytałam. Siódmy M autorstwa Francisci Solar to chilijski kryminał, którego akcja toczy się w miejscowości nieistniejącej na żadnej mapie. Zamieszkują ją Niemcy przybyli do Chile jeszcze przez zakończeniem II wojny światowej, obecnie zapomniani przez swoją ojczyznę i zupełnie pominięci przez nowy kraj, który bynajmniej nie okazał się być ich ziemią obiecaną. 

www.empik.com
Miejscowością tą, Puerto Fake, zainteresują się organy władzy, gdy w pewnym momencie dojdzie w niej do serii samobójstw. Jak to w podrzędnych kryminałach bywa, do sprawy (zupełnie z przypadku) zostaną wysłane dwie osoby, które mają do siebie bardzo antagonistyczny stosunek, młoda pani patolog oraz śledczy. Na doczepkę pojedzie z nimi zbadać tę sprawę przyjaciel dziewczyny, fotograf specjalizujący się w fotografowaniu zwłok (sic!).

Napisanie czegoś więcej o fabule zepsułoby całą radość z czytania. Zagadka, bardzo głęboko siedząca w tematyce II wojny światowej była jedynym powodem, dla którego czytałam tę książkę dalej. Bohaterowie byli mocno irytujący, dziecinnie nakreśleni, jednak ciekawiło mnie co, jak i dlaczego. Myślę, że w tym właśnie tkwi sukces takich powieści, a nie w głębokich portretach psychologicznych. 

Książka ta jest dobrą lekturą na jeden wieczór, o historii tej jednak szybko zapomnę. Podobno jest to pierwsza część trylogii, jednak nie wiem czy mam ochotę sięgać po kolejne jej części. Ot taki letni zabijacz czasu ;)

środa, 18 lipca 2012

Telefrenia

Ostatnio w moje ręce szczęśliwie trafił wielki worek wypełniony książkami, ucieszyłam się tym bardziej, że były to książki, po które sama z pewnością bym nie sięgnęła. Na pierwszy ogień poszła Telefrenia Edwarda Redlińskiego, znanego przede wszystkim z Konopielki.

Wystarczyło mi kilka godzin na przeczytanie całej książki i to nie dlatego, że była ona tak cienka. Dawno nic tak mocno nie przykuło mojej uwagi. To coś zupełnie innego, niż to, do czego przywykłam zakopując się po samą szyję w klasyce literatury, posługując się słownictwem z książki można by powiedzieć inna koleina. Z jednej strony książka traktuje o uzależnieniach i samych uzależnionych, którzy uzależniają się od uzależniania. Z drugiej ukazuje konflikt jaki narasta między pokoleniem rodziców, którzy przeżyli komunę oraz ich dorosłych dzieci, które komunę ledwo pamiętają. Wszystko to na przykładzie Andrzeja Kmicica, byłego męża Aleksandry Billewiczówny (sic!) oraz jego syna, Karola, który pragnie zmienić swoje nazwisko na Wojtyła. Choć wszystko jest tu mocno pomieszane i czasem trudno się odnaleźć, to mimo wszystko książka jest rewelacyjna z jednego, prostego powodu- jest prawdziwa. Wszystko to, co w pełen ironii sposób zostało w niej opisane, obserwujemy w naszym życiu codziennym, to klasyczny przykład nastawienia zwierciadła, w którym wszystko krzywo się odbija. 


niedziela, 15 lipca 2012

Opowiadania, Edgar Allan Poe

Od razu zacznę od tego, że jestem zawiedziona tą książką. Przyznam, że trochę spontanicznie zdecydowałam się na zakup Opowiadań Egdara Allana Poe i jakoś automatycznie nasunęła mi się myśl, że kupuję zbiór opowiadań w których dominuje horror, bo właśnie na takie miałam ochotę. Niestety, w tym miejscu pokarało mnie za moją ignorancję i niewiedzę, ponieważ trafiłam na zbiór opowiadań, które śmiało można by nazwać dekadenckimi,  o mocno surrealistycznym zabarwieniu. 

www.zielonasowa.pl
Zdecydowanie nie jest to jedna z tych książek, które można czytać od niechcenia, dla zabicia czasu. Nie jest to też jedna z tych książek, które wciągają nas, że nie można zasnąć przed końcem lektury. Jest to książka wymagająca, każde opowiadanie do siebie łudząco podobne i jeśli przeczyta się więcej niż dwa na raz, to można się mocno pogubić. Irytowały mnie powtarzające się motywy i to, że w trzech opowiadaniach pod rząd zakopano kogoś żywcem, czy mężczyzna opisywał swoją miłość, do ukochanej, której duch nawiedzał go po jej śmierci. 

Owszem, znajdziemy tu sporo makabrycznych scen, jednak autor o wiele więcej miejsca poświęca na ekspresjonistyczne kreowanie portretów psychologicznych swoich postaci, co często jest zupełnie zbyteczne gdy idzie o samą fabułę opowiadania. 

Cóż, nie kupiłam tego co chciałam, wynudziłam się mocno podczas lektury, której raczej nie polecam, chyba, że ktoś lubi takie klimaty. Ja z podkulonym ogonem wrócę do sprawdzonego i mojego ulubionego horroru, jakim jest Dracula

piątek, 29 czerwca 2012

Pani Bovary

Kolejna porcja klasyki za mną. Wzmianki o Pani Bovary Gustava Flauberta pojawiały się w tak wielu innych książkach, że doskonale wiedziałam co mnie czeka podczas lektury oraz jakie będzie jej zakończenie.  Mimo wszystko nie zniechęciło mnie to do sięgnięcia po właśnie tę książkę. 

www.empik.com
Emma Bovary to postać, która z jednej strony jest irytująco infantylna w swoich zachowaniach, z drugiej zaś to po prostu kobieta wielce nieszczęśliwa. Wychowana na mrzonkach wielkiej miłości, pośród ówczesnych zepsutych książek nabrała mylnego wyobrażenia o swoim życiu. Chciała zaczerpnąć idealnej miłości, jednocześnie posiadając u boku męża, którego nienawidziła. Łatwo się domyślić, że w tym momencie musiał pojawić się kochanek. I to nie jeden. Kochankowie pociągnęli za sobą kłopoty, dokładając do tego trudną sytuację finansową Emmy jej położenie było bardzo skomplikowane. Choć właściwie sama sobie była winna i można by na niej wieszać psy jako na niegospodarnej i niemoralnej pani domu, która doprowadziła do jego upadku to nie można zapomnieć o tym, że przede wszystkim była to kobieta wielce nieszczęśliwa. W dużej mierze sama ściągnęła na siebie to nieszczęście, jednak kierowały nią wręcz banalnie proste motywy, po prostu chciała być kochana i jednocześnie zakochana. 

Cieszę się, że przeczytałam tę pozycję, choć nie uważam jej za wybitne dzieło. Fakt, że doskonale znałam ją już przez jej przeczytaniem również odebrał mi sporo uroku z lektury. Wydaje mi się, że Pani Bovary jest postacią, z którą przez lata identyfikowały się nieszczęśliwie zakochane panie.



poniedziałek, 25 czerwca 2012

Przygoda z owcą

Pierwszą książką Harukiego Murakamiego, którą przeczytałam było Po Zmiechrzu, natrafiłam na nią tuż po jej polskiej premierze i nabrałam ochoty na coś więcej od tego autora. Tak trafiłam na Norwegian Wood, powieść, która ma murowane miejsce w top ten moich książek. W tym momencie powinnam swoją przygodę z panem Murakamim zakończyć i uważać go za autora dwóch świetnych powieści, niestety sięgałam po coraz to nawet jego utwory, Kafkę nad morzem, Wszystkie boże dzieci tańczą, Sputink Sweetheart oraz nieszczęsną Przygodę z Owcą. 

www.nokaut.pl
Nawet sobie nie wyobrażacie ile razy podczas lektury tej powieści w mojej głowie trzy litery składały się w pewną całość, a mianowicie: WTF? Być może sama sobie jestem winna i totalnie nie zrozumiałam przekazu tej pozycji. Wydaje mi się jednak, że książka ta mogłaby śmiało zostać ówczesnym manifestem hipsterów, jest ona tak oryginalna, że nie sposób znaleźć jej równą pod tym względem. 

Wyobraźcie sobie bowiem, że poznajecie głównego bohatera, jakby to powiedziała moja babcia rozmemłanego do granic możliwości, do którego pewnego dnia przychodzi rządowa szycha i oświadcza mu, że ma odnaleźć owcę, która znajduje się na zdjęciu, które wykorzystał do kampanii reklamowej. Jak się okazuje jest to owca, która ma tendencje do wchodzenia w innych ludzi (sic!) i z tej pozycji próbuje przejąć kontrolę nad światem (sic!). Główny bohater jak każdy trzeźwo myślący obywatel zabiera swoją kochankę i udaje się na poszukiwania owcy. To jedyny w miarę poskładany i sensowy fragment tej książki. Nie sposób nie wspomnieć o specjalnie uzdolnionej kochance głównego bohatera, której uszy mają paranormalne zdolności (sic!). 

Szczerze, to dziękuję ale postoję...

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Tunelowo!

          Nie wiem, czy znacie serię książek "Tunele" Rodericka Gordona i Briana Williamsa. Wszystko zaczęło się od Willa Burrowsa, który uwielbiał kopać i wyrusza na poszukiwania swojego ojca, który zniknął w pewnej dziurze... Potem dzieją się rzeczy niesłychane, a Will ze swoim przyjacielem Chesterem przeżywają mnóstwo przygód i koniec końców zamierzają uratować świat ;) Streściłam Wam teraz jakieś 2600 stron :D

          Warto chwycić za tą książkę, ponieważ jest miłą odmianą od serii Harrego Pottera (notabene właśnie wydawca serii o Harrym odkrył i wziął pod swoje skrzydła twórców Tuneli). Tak jak w Harrym poznajemy świat istniejący obok nas, tylko, że w Tunelach odkrywamy to co kryje się pod ziemią. Niesamowite przygody, dowcipne dialogi, wciągająca akcja, naprawdę polecam tę serię! Składa się jak na razie z 5 części:
  • Tunele
  • Tunele Głębiej
  • Tunele Otchłań
  • Tunele Bliżej
  • Tunele Spirala
          Pamiętam, że pierwsza część nie porwała mnie jakoś super, ale kolejne były mega wciągające! 
         Spiralę zobaczyłam w księgarni i kupiłam bez zastanowienia, byłam bowiem w szoku, że nie wiedziałam, że już wyszła ;p Od razu zabrałam się do czytania i po 10 dniach przybywam z recenzją ;) Ta część skupia się na kobietach Styksów. We wcześniejszych książkach nic o tym nie było, a w sumie rzeczywiście ciekawa byłam w jaki sposób Styksowie się rozmnażają, jeśli nie do końca są ludźmi. Sytuacja na powierzchni Ziemi staje się bardzo niebezpieczna, różni obywatele Wielkiej Brytanii usiłują zamordować w zamachach przywódców innych państw, co właściwie zrywa wszelkie więzy dyplomatyczne. Kobiety Styksów wchodzą do akcji, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację. Ekipa mieszkająca u ojca Drake'a wyrusza do kryjówki Styksów chronionej przez naświetlonych żołnierzy Nowej Germanii, aby wszystkich tam wyeliminować, a kiedy plan ten nie do końca skutkuje - ponownie wracają głęboko pod ziemię, do Nowej Germanii...
          Zdaję sobie sprawę, że recenzja tej części będzie w miarę zrozumiała tylko dla osób zaznajomionych z tą serią ;p W każdym razie oczywiście skończyła się tak, że nie mogę po prostu doczekać się finałowego tomu serii ;)



Źródło obrazka: http://www.milionkobiet.pl/files/2012/2218e7b5b8ab312f3171f22dca8c04d1_5110e5.jpg


piątek, 8 czerwca 2012

Cmentarz w Pradze

          Byłam bardzo podekscytowana pojawieniem się nowej książki Umberto Eco pod tytułem "Cmentarz w Pradze". Dorwałam ją w grudniu, ale dopiero niedawno miałam czas aby ją przeczytać, choć powiem szczerze, że troszkę się męczyłam.

Źródło: http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/96000/96699/352x500.jpg
          Sama książka nie była zła. Rzecz dzieje się w XIX wieku i opowiada życie Simone Simoniniego, który jest szpiegiem i razem z nim dowiadujemy się, że historia, którą znamy jest rezultatem wielu manipulacji, które doprowadziły do okropnych wydarzeń. Simonini to szpieg i fałszerz, który pracując dla różnych rządów wplątuje się w przeróżne intrygi. W książce omawiane są różne większe i mniejsze afery tamtych czasów i to troszkę mnie zniechęcało, bo nie znałam tych historii (części z nich) w ogóle lub ledwo i nie do końca wiedziałam o co chodzi. Nie jest to jednak jakiś wielki problem, wystarczy się doedukować. Wujek Google zawsze jest chętny do pomocy ;) Słyszałyście kiedyś o Protokołach Mędrców Syjonu? W książce Umberto Eco przybliża nam ich powstanie, oraz przede wszystkim powody ich powstania, ale nie tylko, powieść ta bowiem jest bardzo skomplikowana i wielowątkowa, do tego dochodzi jeszcze choroba Simoniniego, która najpierw jest dla niego czymś nieodkrytym, a później korzysta z tego co ona oferuje.
         Jak wiemy, Protokoły Mędrców Syjonu zachęciły Hitlera do całkowitego wymordowania Żydów. Poza tym, książka ukazuje stosunek Europy właśnie do tej grupy, nienawiść była potężna i jeśli takie nastroje były w rzeczywistości (a były) to prędzej czy później musiało dojść do masowych morderstw.
          Autor zapewnia, że wszystkie postacie w powieści istniały naprawdę, poza głównym bohaterem, który sam w sobie nie istniał, ale jest zlepkiem kilku postaci, które kroczyły po naszej ziemi. Książkę tę polecam głównie fankom zarówno powieści kryminalnych jak i historii, dla innych obawiam się, że nie będzie to nic ciekawego.


niedziela, 3 czerwca 2012

Emma

Jane Austen jest chyba najczęściej przewijającą się autorką na tym blogu :) Brakuje mi jeszcze tylko dwóch pozycji, aby przeczytać jej wszystkie książki, Anula też ma za sobą sporą część jej twórczości. Dzisiaj napiszę kilka słów na temat Emmy, książki do której mam dość ambiwalentny stosunek. 

www.merlin.pl
Z jednej strony w książce znajdziemy to, za co pokochałam prozę Jane Austen: piękne opisy życia klas wyższych z XIX wieku, nieskomplikowane fabuły, które stają się tłem do ukazania konwenansów panujących w ówczesnym świecie. W  skrócie to przyjemne książki, które nie wymagają zbyt wiele od czytelnika, jednak są ciekawym źródłem informacji o tamtych czasach. 

W przypadku Emmy, cała przyjemność kończy się wraz z poznaniem głównej bohaterki, rozpieszczonej do granic możliwości Emmy oraz jej ojca, hipochondryka. Obie postaci są niesamowicie irytujące, egocentryzm Emmy przejawia się w każdym jej ruchu. Dodatkowo ciągle był pielęgnowany przez jej otoczenie, które z uporem maniaka wmawiało jej, że jest jedyna i wyjątkowa. Ciągle powtarzające się obawy ojca przed wyjściem z domu, bo można się od tego rozchorować również stawały się na dłuższą metę wielce nużące.

Gdy w powieści irytuje nas jedna postać, która dodatkowo przewija się gdzieś na drugim czy trzecim planie, to nie dzieje się nic złego. Gorzej, gdy tak jak w przypadku Emmy męczące jest towarzystwo dwóch głównych bohaterów. W moim odczuciu odbiera to wiele przyjemności z lektury. Sama fabuła jak najbardziej przypadła mi do gustu, jednak wyżej wymienione postacie znacząco utrudniały mi pełne cieszenie się książką. Nie polecam zaczynania przygody z Jane Austen od tej książki, lepiej postawić Dumę i uprzedzenie ;)

poniedziałek, 28 maja 2012

Dama Kameliowa

Ostatnio z braku czasu, zmęczenia oraz zwyczajnego lenistwa coraz chętniej sięgam po audiobooki. Kiedyś nie potrafiłam się na nich skupić, myśli zbyt łatwo uciekały mi od powieści, aż w końcu gubiłam wątek. Z wiekiem chyba zyskałam większą zdolność koncentracji ;) Dzięki temu mogę sobie pozwolić na spędzenie kilkunastu godzin na słuchaniu powieści (oczywiście nie na raz ;)). Dziś podczas śniadania usłyszałam ostatnie wersy Damy Kameliowej Aleksandra Dumasa i chciałabym się podzielić z Wami moimi wrażeniami z lektury.

www.merlin.pl
Autorem książki jest Aleksander Dumas syn- nie mylić z ojcem, autorem słynnych Trzech Muszkieterów czy Hrabiego Monte Christo. Jak można wyczytać w różnych źródłach historia ta oparta jest na autentycznym romansie między autorem książki a pewną paryską prostytutką. 

Sama historia jest po prostu piękną opowieścią o miłości, która połączyła pewnego młodzieńca oraz paryską kurtyzanę (tak, właśnie to określenie jest wykorzystane w książce). Miłość ta pozornie skazana jest na niepowodzenie, na które składa się wiele czynników: różnice klasowe, nieporównywalna zasobność portfeli, opinia społeczna. 

Całkowita odmienność realiów opisanych w książce od tego co możemy obserwować na co dzień sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. Przyznam, że lubię, gdy autor nakreśla mi to jak wygląda otoczenie, jednak w wypadku tej książki opisy sprawiały, że wręcz czułam jakie perfumy ma na sobie Małgorzata, główna bohaterka powieści. Choć sama powieść niesie za sobą prawdy oczywiste i nie odkryła przede mną niczego nowego na temat natury człowieka to i tak ostatni list Małgorzaty, wyjaśniający właściwie całą zagadkę powieści sprawił, że zwilgotniały mi oczy. Jak to często bywa w przypadku klasyki- nie znajdziemy tu nic odkrywczego, ale sama jej lektura jest nie lada przyjemnością.  

wtorek, 1 maja 2012

Wichrowe wzgórza

Tak jak pisałam w ostatniej mojej recenzji, na fali zachwytu nad Jane Eyre sięgnęłam po książkę, która wyszła spod pióra siostry jej autorki, Wichrowe Wzgórza Emily Bronte. Właściwie to trailer filmu na podstawie tejże powieści zachęcił mnie do sięgnięcia po książki sióstr. Zarówno w przypadku pierwszej jak i drugiej nie zawiodłam się. Jedynie mam ochotę zapytać się osoby, która w książce wydanej w ramach serii Biblioteki Narodowej, co miała na myśli umieszczając na pierwszej stronie, zaraz obok początkowych wersów pierwszego rozdziału  drzewo genealogiczne mieszkańców Wichrowych Wzgórz oraz Drozdowgo Gniazda, serwując mi tym samym spoilera wszech czasów. 

www.empik.com
Myślę, że Ci, których zniechęciła proza Jane Austen, ale mimo wszystko dalej lubujący się w wiktoriańskich klimatach odnajdą tu coś dla siebie. Z pozoru zwyczajna historia dwóch rodów, które mieszają w sąsiadujących dworkach od pierwszych stron ma w sobie coś niepospolitego. I nie chodzi tu bynajmniej o przeplatające się dwa skrajne uczucie, miłość i nienawiść, ale raczej o pewną dozę magii, która choć nie pojawia się wprost, to trudno pominąć jej obecność. 

Poznajemy to historię aż 3 pokoleń, na których losy cień rzuca namiętność, jaka połączyła dwójkę najbardziej egoistycznych w całej powieści bohaterów. Postacie, które początkowo wydają się być tymi, które darzy się ciepłymi uczuciami potrafią stracić całą naszą sympatię w kilka sekund, podobnie jak bohaterowie spod czarnej gwiazdy nie zawsze okazją się być tacy jak ich postrzegamy. 

Choć określenie tej książki jako romans nasuwa się od razu, nie szufladkowałabym jej od razu w tej kategorii. Dla mnie to genialne studium postaci, które ma w sobie elementy powieści psychologicznej czyli tego, co lubię najbardziej. Z pewnością będę do tej książki wracać, podobnie jak Jane Eyre mocno utkwiła mi w pamięci i często wracają do mnie poszczególne jej wątki. 

czwartek, 19 kwietnia 2012

Dziwne losy Jane Eyre

Po Jane Eyre autorstwa pani Charlotte Bronte  miałam ochotę sięgnąć już od dawna. Wielokrotnie wspominałam, że lubię angielskie powieści utrzymane w wiktoriańskim stylu (wystarczy spojrzeć na to, jak często pojawia się tutaj Jane Austen ;)). Książkę możecie odnaleźć również pod tytułem Dziwne losy Jane Eyre, jest to tylko kwestia tego, na które wydanie traficie. 

www.alejka.pl
Książka składa się z trzech tomów, które bogato opisują historię Jane. Poznajemy ją jako małą dziewczynkę, która nie miała łatwego startu. Sierota, poniżana przez krewnych, którzy poniekąd zostali zmuszeni do przejęcia pieczy nad nią, praktycznie od razu wzbudza w czytelniku współczucie. To jak niesamowicie niesprawiedliwie obchodzi się z nią życie dosłownie kuje w serce te bardziej wrażliwe czytelniczki. Z domu, w którym jest całkowicie pozbawiona miłości, która jest przecież tak potrzebna dorastającej dziewczynce, zostaje oddelegowana do szkoły katolickiej o bardzo ostrym rygorze, aż chce się powiedzieć, że trafiła z deszczu pod rynnę.

Jak łatwo się domyślić, fortuna kołem się toczy i dzięki swojej ciężkiej pracy Jane wypracowuje sobie pewną pozycję, z dziewczynki przemienia się w kobietę i dosięgają ją problemy typowe dla tego okresu w życiu. Pojawia się mężczyzna, nawet dwóch, jednak co dla mnie jest niesamowite biorąc pod uwagę czasy, w których książka została wydana, Jane chce być przede wszystkim niezależna. Tak, tak, w tej książce znajdziemy wiele feministycznych przesłanek, choć nigdy nie określiłabym jej mianem manifestu ;) 

Jane początkowo wzbudziła moje współczucie, które z każdą stroną przemieniało się w sympatię. Choć nie zgadzam się z jej wszystkimi wyborami czy motywacjami to i tak uważam ją za postać wybitnie postępową. Jeżeli uważacie, że powieści Jane Austen są zbyt nudne, choć klimaty angielskiej klasyki przypadły Wam do gustu jestem pewna, że ta pozycja będzie w sam raz. Choć nie mamy się co liczyć na akcję niczym w Jamesie Bondzie, to i tak trudno się od tej książki oderwać. Cieszę się, że ją trafiłam, malownicze opisy do tej pory kołaczą mi w głowie ;) Z racji tego, że czuję niedosyt sięgnęłam od razu po Wichrowe Wzgórza (przypomniałam sobie o tej książce oglądając trailera w kinie ;)), których autorką jest siostra pani Bronte, Emily. 

środa, 18 kwietnia 2012

Rozważna i Romantyczna - ble ble ble

          Kolejna książka Jane Austen. Mam ich trochę i bardzo chcę je przeczytać, ale coraz mniej mnie do nich ciągnie. Mansfield Park, oraz Dumę i Uprzedzenie przeczytałam 7-8 lat temu i byłam zachwycona. Jednak teraz, gdy wróciłam do tej autorki jakoś nie jestem zadowolona. Emma mnie nudziła, a Rozważna i Romantyczna nudziła mnie do kwadratu. Może też nudzą mnie już dosyć przewidywalne sytuacje, które się w książkach Austen przewijają.

     Eleonora i Marianna to dwie siostry, których sytuacja majątkowa zmienia się na gorsze po śmierci ojca, który niemal cały majątek przekazuje swojemu synowi z pierwszego małżeństwa. Razem z matką przenoszą się do małego domku i tam w miarę zadowolone z życia sobie mieszkają. Pewnego dnia siostry ratuje z opresji John Willoughby i razem z Marianną zaczynają stanowić parę. Wszyscy oczekują, a niektórzy podejrzewają, że są już zaręczeni. Ale któregoś dnia John wyjeżdża, nie zapowiadając rychłego powrotu, co łamie serce Mariannie, ale jej nadzieje nie słabną. O zamiarach Willoughby'ego panny dowiadują się w czasie wycieczki do Londynu, odkrywają jakim jest człowiekiem, co sprawia, że Marianna słabnie na duszy i ciele, nie może pogodzić się z tym co ją spotkało. O reszcie musicie przeczytać same. Opowieść bazuje na siostrach, które są od siebie zupełnie różne: Eleonora jest starsza i bardzo opanowana, a Marianna emocjonalna. Ich reakcje w opisanych w książce sytuacjach bardzo się różnią, ale ich nie dzielą.
          Kosodrzewina przeczytała tę książkę przede mną, jej recenzję możecie znaleźć TUTAJ. Czy polecam tę książkę? Jeśli nigdy nie czytałyście książek Austen to tak. Jeśli kochacie te klimaty to tak. Jeśli nie do końca jesteście zainteresowane tematem to nie ;p

sobota, 7 kwietnia 2012

Śniadanie u Tiffany'ego

Od dawna nosiłam się z zamiarem przeczytania Śniadania u Tiffany'ego autorstwa Trumana Capote. Kiedy w końcu egzemplarz tej książki trafił w moje ręce byłam zdziwiona, że w rzeczywistości to tak krótka nowelka, w sam raz na jeden wieczór. Nie miałam okazji obejrzeć kultowego wręcz filmu na jej podstawie, jednak teraz myślę, że nawet dobrze wyszło. Wątpliwą stratą jest uniknięcie kontaktu z jedną z najbardziej irytujących postaci literackich, z jakimi miałam styczność do tej pory. Brionny z Pokuty dalej jest na miejscu nr 1 pod tym względem, jednak rośnie jej silna konkurencja. 

www.empik.com
Główna bohaterka, Holly Golightly, to ni mniej ni więcej tylko małomiasteczkowa dziewczyna, która wieku 14lat wyrwała się z prowincji to wielkiego miasta. Ze względu na swoje niebanalne piękno oraz mocno zmanierowane zachowanie zyskiwała sobie coraz to nowych adoratorów, dostając się w ten sposób na sam szczyt nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Jako dziewczyna do towarzystwa zarabia na "wychodzeniu do toalety" z różnymi osobnikami płci męskiej, dorabia sobie na boku jako kontakt między osadzonym w więzieniu mężczyzną zaangażowanym w narkobiznes.  A w tym wszystkim zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka, której największym celem jest mieć tyle pieniędzy, żeby móc zjeść śniadanie u Tiffany'ego.

Poznajemy ją z perspektywy jej sąsiada, który podobnie jak wielu innych zadurzonych w niej mężczyzn całkowicie traci poczucie męskości i gra dokładnie tak jak ona mu zagra. Czasem próbuje ją doprowadzić do porządku, jednak zazwyczaj brakowało mu "jaj", żeby postawić na swoim. 

Szczerze nie wiem, czym tu się zachwycać. Dla mnie ta książka to jedna z wielu, które nie wywarły na mnie żadnego wrażenia, jedynie zniechęciły mnie do obejrzenia filmu. Dodam też, że podczas lektury Holly, którą sobie wyobrażałam wyglądała zupełnie inaczej niż Adurey Hepburn, która na zawsze pozostanie kojarzona z Tiffanym.

Na koniec pozwolę sobie odesłać Was do fragmentu ekranizacji (który nieco różni się od wersji książkowej) jednak  doskonale obrazuje główną bohaterkę książki. Poniżej możecie zobaczyć jak potraktowała swojego kota, o którym zawsze mówiła, "że nie należy do niej, tylko po prostu ich ścieżki chwilowo się przecięły". 



No i jak jej nie lubić? ;)

sobota, 25 lutego 2012

Nic nie zdarza się przypadkiem...

          O Tiziano Terzanim dowiedziałam się od koleżanki, z którą rozprawiałam nad literaturą Kapuścińskiego. Przeczytałam wszystkie jego książki i brakuje mi takich, które w podobny sposób przemawiałyby do mnie. I tak poznałam Terzaniego i jego twórczość. W niedługim czasie stałam się posiadaczką 4 jego książek. Czytanie ich zaczęłam od Nic nie zdarza się przypadkiem.

          Tiziano dowiaduje się, że jest chory na raka i rozpoczyna leczenie w drogiej nowojorskiej placówce, ale w przerwach w kuracji podróżuje po Azji i szuka pomocy w alternatywnej medycynie. Wędrujemy z nim po Indiach, Filipinach, Tybecie. Długo zbierałam się do napisania tego posta, ponieważ książka nie ma konkretnej akcji, która wciąga i nie daje zostawić książki bez doczytania jej do końca. Mimo tego czyta się ją bardzo przyjemnie. Emanuje ona doświadczeniem życiowym autora, mądrymi spostrzeżeniami i w moim przypadku też nastawia pozytywnie. Dodatkowo autor przytacza często przypowieści zaczerpnięte z bogatej kultury Wschodu.
          Książka jest autobiografią, podoba mi się, że autor nie załamał się po usłyszeniu diagnozy, ale postanowił wypróbować wszystkiego. No, prawie wszystkiego. Uważam, że warto przeczytać tę fascynującą podróż, która kończy się w miejscu pełnego pogodzenia się ze sobą i światem.

piątek, 24 lutego 2012

Jack London w spódnicy

Odrodzona Tucker Malarkey czekała na swoją kolej na półce prawie dwa lata. Nigdy mnie do niej nie ciągnęło, wielkie, mało mobilne wydanie również zniechęcało mnie, aby po nią sięgnąć z racji tego, że dużo czytam w podróży i taki dodatkowy kolos nie jest tam pożądany. Jednak choroba i tygodniowe zwolnienie wymusiło na mnie sięgnięcie po tę pozycję. Przyznam, że nigdy nie słyszałam o autorce książki, nie znam jej innych dzieł. Jednak lektura już od pierwszych stron przypominała mi inną książkę, którą przeczytałam kilka lat temu, a mianowicie Anioły i demony Dana Browna. 

www.poczytaj.pl
Poznajemy tu historię młodej pielęgniarki, która w tajemniczych okolicznościach traci ojca zajmującego się badaniem początków chrześcijaństwa oraz tajemniczymi ewangeliami, odkrytymi w Egipcie. Gemma pozna prawdę o jego śmierci tylko, jeśli uda jej się sięgnąć do samych źródeł religii, której zwolenniczką nigdy nie była.

Cała akcja toczy się wokół zapisków ojca Gemmy, które umiejętnie poukrywał przed światem, aby nie wpadły w niepowołane ręce. Właśnie ta zapobiegliwość ojca rozbudziła w Gemmie podejrzenie, że przeczuwał, że ktoś czyha na jego życie. Jej nadrzędnym celem stało się odkrycie powodu, dla którego ojciec musiał zginąć. 

Po przylocie z Londynu do Kairu w nowej rzeczywistości pomogą jej się odnaleźć dwaj bracia. Wątek miłosny jest w tej  książce mówiąc delikatnie "grubymi nićmi szyty", a męskie postaci wykreowane na zasadzie zbyt mocnego kontrastu. Autorka przesadziła opisując zarówno wojennego kalekę o niesamowitym temperamencie jak i powściągliwego archeologa. Tym przedobrzeniem machinalnie zdradziła, który z panów stanie się bliższy głównej bohaterce. Na szczęście romansy odgrywają w tej pozycji rolę drugoplanowa.

Jeśli ktoś spodziewa się pościgów, strzelanin i wielkich zwrotów akcji, szczerze się zawiedzie. Książka jest jednym wielkim popisem logiczno-lingwistycznym, opartym na ogromnej wiedzy historycznej. Część może się wynudzić jak na zajęciach z historii, część, którą interesują teorie spiskowe, szczególne te dotyczące kościoła powinna być zadowolona. Niestety, rozwiązanie akcji jest tu również enigmatyczne jak u Browna. Pokuszę się o stwierdzenie, że po lekturze odczuwam lekki niedosyt.

Na koniec dodam, że sposób pisania autorki świadczy o tym, że miała ona chyba niemałe parcie na szkło. Opisy są tak plastyczne i wyraziste, że momentami stają się irytujące- przecież ja chcę wiedzieć co dalej z Marią Magdaleną, a nie jakiego koloru, faktury, kształtu itp była posadzka w hallu nic nie znaczącego w fabule powieści hotelu. Albo bawimy się w sensację i budowanie napięcia, albo w Orzeszkową i opisy rodem z Nad Niemnem.

poniedziałek, 6 lutego 2012

O zdradzającym i zdradzanym

Nad Zazdrością i Medycyną Michała Choromańskiego wielokrotnie zachwycała się moja prowadząca zajęcia z historii literatury. Wychodząc z założenia, że kobieta zna się na rzeczy, gdy przypadkiem odnalazłam tę książkę w antykwariacie sięgnęłam po nią bez wahania. 

www.lubimyczytac.pl
Historię trójkąta miłosnego przedstawionego w tej powieści poznajemy tylko z dwóch perspektyw. Męża i kochanka. Główna zainteresowana jest ukazana jako wręcz mistyczna postać, która jednym spojrzeniem potrafi zmiękczyć serce. Choć cała akcja toczy się wokół niej, to jest ona odsunięta na dalszy plan, a główną rolę pełnią wyobrażenia na jej temat, które poznajemy dzięki rewelacyjnie skomponowanym monologom wewnętrznym męża oraz kochanka. 

Fabuła wydaje się być nad wyraz błaha- jeden zdradza, z drugi jest zdradzany. Jednak cały obraz zdrady, jej mechanizm i to, że jest ona przedstawiona czytelnikowi od końca do początku sprawia, że lektura jest niezwykle interesująca.

Autor zauważa wiele "złośliwości losu", w którym nie ma miejsca na zaplanowane działanie, ponieważ emocje często biorą górę nawet nad najbardziej opanowanym człowiekiem. Dlatego z biegiem lektury można postawić sobie pytanie: kto popada w większą paranoję, ten kto zdradza, czy ten kto jest zdradzany?

Jako ciekawostkę podam, że książka ta powstała w okresie dwudziestolecia międzywojennego, jednak jej tematyka jest jak najbardziej aktualna mimo upływu już blisko stu lat. Niektóre cechy w człowieku nigdy chyba nie ulegną zmianie ;)

sobota, 4 lutego 2012

Trzeba było trzymać się swoich zasad...

Kiedy pisałam recenzję lektury Kolacja z Anną Kareniną postanowiłam sobie, że nie będę sięgać po książki tylko dlatego, że mój ulubiony autor czy postać literacka zostali umieszczeni w ich tytule. Doskonale wiem, że zazwyczaj jest to zwykły chwyt marketingowy, na który łapią się tacy naiwniacy jak ja, który obiecują sobie, że w danej książce odnajdą to, za co literaturę piękną pokochali. Guzik prawda. W moim postanowieniu wytrwałam aż pół roku. Dziś z radością skończyłam czytać książkę Siostrzeniec Kundery. Sama się sobie dziwię, że nie rzuciłam jej w kąt po pierwszych 50 stronach, stało się tak chyba tylko dlatego, że nie mogłam uwierzyć, że ktoś napisał, a kto inny wydał tak totalnie bezwartościową książkę. Mam wrażenie, że moje pamiętniki, które pisałam w czasach podstawówki, miały większą wartość artystyczną niż ten grafomański popis.

Główny bohater książki, Wiktor, zostaje nam przedstawiony jako bogacz z przypadku, który kiedyś po pijaku obstawił zwycięskiego konia w gonitwie. Pieniądze, które zyskał w ten sposób pozwoliły mu wieść beztroskie życie. Do tego stopnia beztroskie, że postać ta jest niesamowicie nieautentyczna. Potrafi przez cały dzień zastanawiać się, czy właściwie ma ochotę na pomarańczę czy nie i tego typu spory zostają rozstrzygnięte w momencie, kiedy owoc zgnije. Kiedy zostawia go dziewczyna, Teresa, zapada w depresję, której opisem autor pogrążył się w moich oczach. Jakby tego było mało lekiem na rozstanie i próbą ponownego zjednoczenia kochanków miało być przygarnięcie pod swój dach lekko upośledzonego Konrada, tytułowego siostrzeńca Kundery. Miał on być substytutem dziecka, które pragnęła mieć Teresa, a o którym w ramach swojej beztroskiej egzystencji nie pomyślał Wiktor. Bo oczywiście, jak to zazwyczaj po rozstaniu bywa, para po rozstaniu dalej mieszkała razem.

W moim odczuciu David Foenkinos wpadł na pomysł powieści, którą za wszelką cenę próbuje podać w niezmienionej formie. Nie chciał się rozwodzić nad problemami finansowymi ani innymi błahostkami, które dotykają zwykłych szarych obywateli, więc swoje postacie umieścił w świecie, gdzie nike nie kłopocze się czymś takim jak pieniądze. Bohaterowie zapewne w zamyśle mieli być wyraźnie zarysowani, wyszli jako żałosne karykatury siebie samych. Wiktor, który jednocześnie jest narratorem tej powieści jest postacią niezwykle irytującą. Jego depresja i rozckliwianie się nad sobą było wręcz niesmaczne. Jako przykład podam sytuację, kiedy w ramach swojej bezradności i niezdecydowania wypływającego z choroby ogolił sobie tylko pół twarzy. Wiem, że w zamyśle sytuacje takie miały być groteskowe, jednak zabrakło w nich tej ironii i poczucia humoru, którymi przesycone są powieści właśnie samego Milana Kundery.

Sceną, którą uważam za najbardziej dramatyczną jest moment, kiedy po wspólnym pijaństwie Wiktor i jego przyjaciel Edward zaczęli rozważać nad alegorycznym znaczeniem wymiocin (sic!).

piątek, 27 stycznia 2012

Ale to już było. Chociaż było piękne.

Carlosa Ruiza Zafona chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Wystarczy spojrzeć na ostanie wpisy na blogu, żeby się przekonać, że to autor wielce przeze mnie i Anulę lubiany. Kolejną jego powieść z cyklu "dla dzieci" mogę odhaczyć na liście książek do przeczytania. Dziś będzie mowa o Światłach września, czyli jego trzecim z kolei dziele. W Polsce jego książki są publikowane w sposób niechronologiczny, mało kto wie, że jego pierwsze powieści zostały napisane w latach 1993-95 i dopiero po sukcesie Cienia Wiatru zawędrowały na nasz rynek. 

Nie bez przyczyny zaczynam od takich faktograficznych informacji. Już tłumaczę dlaczego. Po prostu czytając tę książkę, miałam wrażenie jakbym czytała esencję dwóch innych lektur, które wyszły spod pióra Zafona. Mam na myśli Księcia mgły oraz Marinę. Książki te powstawały jedna po drugiej i wyraźnie widać w nich wspólne motywy. W Światłach września odnajdziemy nadmorską scenerię, tajemniczy las w pobliżu posiadłości, w którym dzieją się niewytłumaczalne rzeczy, tajemniczych pryncypałów, którzy obiecują wieczne szczęście w zamian za oddanie duszy, ożywające martwe przedmioty. Mogłabym wymieniać jeszcze wiele motywów wspólnych dla tych powieści. Dlatego patrząc na tę książkę krytycznym okiem myślę sobie "wszystko fajnie, ale to już było". Jednak nie wszyscy muszą od razu mieć takie spaczenie jak ja i sięgać od razu po wszystkie książki, jakie wyszły spod pióra danego autora ;)


Akcja Świateł września toczy się we Francji tuż przed drugą wojną światową. Dokładnie w małym miasteczku, które w okresie letnim żyje życiem odwiedzających je turystów. Sprowadza się do niego wdowa z dwójką dzieci, które kilka miesięcy wcześniej straciły ojca. Ich matka znajduje zatrudnienie u tajemniczego twórcy zabawek, który mieszka w ogromnej posiadłości wypełnionej własnymi tworami. Jego zabawki wyglądają tak realistycznie, że z trudem można odróżnić co jest zabawką, a co istotą żywą. Tak mroczna sceneria jest jeszcze niczym w porównaniu z tym, co skrywa się w jednej z komnat budowli i co, nie bez ingerencji sił zła, zostaje wypuszczone na wolność.

I choć jak już wspominałam książka przypomina swoich braci z cyklu "dla młodzieży" to różni się od nich ciężarem panującego klimatu. Tak jak ostatnio pisałam, że nie czytałabym do snu swemu dziecku Mariny ze względu na obecność, nazwijmy rzecz po imieniu, makabrycznych scen. Światła września głębiej wchodzą w psychikę ludzką i w gruncie rzeczy wciąż krążą wokół tematu, jakim jest ciemna strona człowieka. Biorąc pod uwagę czas, w którym toczy się akcja powieści oraz jej epilog (rok 1946), nietrudno domyślić się, że autor odwołując się do owego cienia mieszkającego w każdym z nas miał na myśli cień, który spowił Europę w czasie wojny. 

Po raz kolejny muszę przyznać, że Zafonowi udało się napisać książkę, od której nie można się oderwać, gdy już się zacznie ją czytać. Świat, który przedstawia w swoich powieściach jest piękny i straszny zarazem i chyba właśnie to mnie najbardziej do jego książek przyciąga.