piątek, 24 lutego 2012

Jack London w spódnicy

Odrodzona Tucker Malarkey czekała na swoją kolej na półce prawie dwa lata. Nigdy mnie do niej nie ciągnęło, wielkie, mało mobilne wydanie również zniechęcało mnie, aby po nią sięgnąć z racji tego, że dużo czytam w podróży i taki dodatkowy kolos nie jest tam pożądany. Jednak choroba i tygodniowe zwolnienie wymusiło na mnie sięgnięcie po tę pozycję. Przyznam, że nigdy nie słyszałam o autorce książki, nie znam jej innych dzieł. Jednak lektura już od pierwszych stron przypominała mi inną książkę, którą przeczytałam kilka lat temu, a mianowicie Anioły i demony Dana Browna. 

www.poczytaj.pl
Poznajemy tu historię młodej pielęgniarki, która w tajemniczych okolicznościach traci ojca zajmującego się badaniem początków chrześcijaństwa oraz tajemniczymi ewangeliami, odkrytymi w Egipcie. Gemma pozna prawdę o jego śmierci tylko, jeśli uda jej się sięgnąć do samych źródeł religii, której zwolenniczką nigdy nie była.

Cała akcja toczy się wokół zapisków ojca Gemmy, które umiejętnie poukrywał przed światem, aby nie wpadły w niepowołane ręce. Właśnie ta zapobiegliwość ojca rozbudziła w Gemmie podejrzenie, że przeczuwał, że ktoś czyha na jego życie. Jej nadrzędnym celem stało się odkrycie powodu, dla którego ojciec musiał zginąć. 

Po przylocie z Londynu do Kairu w nowej rzeczywistości pomogą jej się odnaleźć dwaj bracia. Wątek miłosny jest w tej  książce mówiąc delikatnie "grubymi nićmi szyty", a męskie postaci wykreowane na zasadzie zbyt mocnego kontrastu. Autorka przesadziła opisując zarówno wojennego kalekę o niesamowitym temperamencie jak i powściągliwego archeologa. Tym przedobrzeniem machinalnie zdradziła, który z panów stanie się bliższy głównej bohaterce. Na szczęście romansy odgrywają w tej pozycji rolę drugoplanowa.

Jeśli ktoś spodziewa się pościgów, strzelanin i wielkich zwrotów akcji, szczerze się zawiedzie. Książka jest jednym wielkim popisem logiczno-lingwistycznym, opartym na ogromnej wiedzy historycznej. Część może się wynudzić jak na zajęciach z historii, część, którą interesują teorie spiskowe, szczególne te dotyczące kościoła powinna być zadowolona. Niestety, rozwiązanie akcji jest tu również enigmatyczne jak u Browna. Pokuszę się o stwierdzenie, że po lekturze odczuwam lekki niedosyt.

Na koniec dodam, że sposób pisania autorki świadczy o tym, że miała ona chyba niemałe parcie na szkło. Opisy są tak plastyczne i wyraziste, że momentami stają się irytujące- przecież ja chcę wiedzieć co dalej z Marią Magdaleną, a nie jakiego koloru, faktury, kształtu itp była posadzka w hallu nic nie znaczącego w fabule powieści hotelu. Albo bawimy się w sensację i budowanie napięcia, albo w Orzeszkową i opisy rodem z Nad Niemnem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz