czwartek, 4 kwietnia 2013

Camilla Lackberg, Zamieć śnieżna i woń migdałów

Po zdecydowanie zbyt długiej przerwie w pisaniu o książkach pora powrócić do tego jakże przyjemnego zwyczaju. Uzbierało mi się już kilka pozycji na temat których chciałabym napisać kilka zdań, spodziewajcie się małego recenzjowego bombardowania :)

Zamieć śnieżna i woń migdałów autorstwa Camilli Lackberg to moje pierwsze zetknięcie z literaturą skandynawską, nie licząc krótkiej przygody z Ziemiomorzem Ursuli Le Guin (może pora powrócić do tamtych niedokończonych powieści?). W przypadku pani Lackberg i książki o przedziwnym tytule, mamy do czynienia z gatunkiem powszechnie postrzeganym jako niskich lotów, a mianowicie z kryminałem. 

www.empik.com
Fabuła z początku do złudzenia przypomina nam to, co działo się w Dziesięciu Murzynkach znanych również pod poprawnym politycznie tytułem I nie było już nikogo Agathy Christie. Zamieć śnieżna odcina bohaterów na urokliwej wyspie, gdzie planowali spędzić święta. Warto to wspomnieć, że nie są to przypadkowe postacie, a rodzina, która mówiąc delikatnie nie pała do siebie miłością. Najstarszy członek rodu, właściciel firmy giganta przynoszącej grube miliony zysku jest otoczony sępami, które wyczekują jego śmierci w nadziei na pokaźny spadek. Wszystkiemu ze sporą dozą niesmaku przygląda się pewien policjant, nowy facet wnuczki rekina biznesu. Oczywiście jak to w kryminałach bywa ktoś musi umrzeć. Nie zaskoczę pewnie nikogo, że padło na starszego pana. Został otruty cyjanowodorem, który mocno pachnie migdałami (wszystkie zagadki z tytułu rozwiązane ;)). Kochaną rodzinę o wiele bardziej od śmierci starego zajmuje to, w jakiej formie zostawił po sobie testament. W tym miejscu do akcji wkracza policjant, dla którego urlop przemienia się w kolejną sprawę do rozwiązania. 

Powieść jest bardzo krótka i długo nie trzeba czekać na rozwiązanie intrygi. W czasie lektury irytowało mnie to, że autorka tak intensywnie powtarzała oskarżenia wokół jednego i tego samego bohatera, że od razu stało się jasne, że zbyt oczywiste jest to, żeby to on właśnie zabił. Poszukiwanie mordercy mimo wszystko trzyma czytelnika w napięciu. Samo rozwiązanie sprawy jest dość zaskakujące, szczególnie, że zanim do niego doszło kolejny członek rodziny zginął. Zamieć śnieżna i woń migdałów to przyjemna książka w sam raz na jeden wieczór, to o wiele lepszy wybór niż programy rozrywkowe w telewizji. 

wtorek, 20 listopada 2012

Fifti szejds of Grej ;p

         O tej książce mało kto nie słyszał. Nie ukrywam, że jej tematyka nawet mnie zaciekawiła, ale do zakupu zachęcił mnie fakt, że gdzieś słyszałam, że Ryan Gosling ma zagrać w ekranizacji, a po roli w filmie Drive kocham go bezgranicznie i zdecydowałam zapoznać się z książką ;p Z tego co wiem, to troszkę się pośpieszyłam z tym, bo obsada jeszcze nie jest wybrana, a o rolę Christiana Grey'a rywalizuje kilku aktorów.
       Anastasia Stelee lada chwila kończy studia, jest spokojną, dobrze ułożoną dziewczyną, jak się później jeszcze okaże, także dziewicą (polskim gimnazjalistkom będzie to trudno ogarnąć:D:D heheh). Zupełnie przypadkiem poznaje milionera, właściciela potężnej firmy Christiana Greya. Coś się między nimi zaczyna dziać i okazuje się, że Pan Grey jest fanem zabaw sado-maso, oraz nie jest zainteresowany typowym dla reszty świata związkiem. Ponieważ jest młody, superprzystojny i totalnie niezależny od nikogo, Anastasia zakochuje się w nim i godzi na wszystko. Reszty opowiadać nie będę, ale kończy się to mało wesoło dla nich obojga - musi tak być, bo jest to pierwsza część trylogii i coś musi zachęcić czytelniczki, aby zakupiły pozostałe dwa tomy ;p
         Niestety muszę powiedzieć, że ja się nie dam złapać na ten chwyt marketingowy, ponieważ książka kompletnie nie przypadła mi do gustu. Sado-maso scen było właściwie jak na lekarstwo, więc nie wiem, czym się tak cały świat podnieca, a do tego język autorki pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mnóstwo wyrazów bardzo często się powtarza, co daje wrażenie, jakby autorka miała bardzo mały zasób wyrazów. A wsadzanie w usta głównej bohaterce okrzyku "O Święty Barnabo!" co chwilę już mnie totalnie rozwaliło. Jeszcze wspomnę, że właśnie Anastasia Steele jest narratorką w tej historii i dzieli się z nami wszystkimi myślami i odczuciami jej towarzyszącymi. Dodatkowo Anastasia bardzo lubi nam mówić co robi jej "wewnętrzna boginii", kiedy na przykład Christian powie jej komplement. Generalnie motyw wewnętrznej boginii przewijał się bardzo często przez książkę i już po 10-tym razie zbierało mi się na bełta ;p
         Cała historia oraz postacie występujące to jakaś totalna bajka. Christian Grey jest ideałem mężczyzny, nawet jest taki fantastyczny, że wyciągnął Anastasii zakrwawiony tampon, bo bardzo chciał ją przelecieć w łazience kiedy miała okres... Miodzio. Myślę też, że zaprzedał dusze diabłu, bo bzykać to on się może co sekundę, oczywiście za każdym razem doprowadzając Anę do orgazmu. A własnie! Orgazmy swoje Ana opisuje jako "rozpadanie się na milion kawałków" - chyba tylko takie określenie zna autorka, bo pojawia się prawie przy każdym opisie seksu...
         Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie w głównej bohaterce bardzo irytowała (generalnie tą laskę, bym trzepnęła w łeb mocno, żeby się ogarnęła) a mianowicie ona prawie w ogóle nie jadła! Christian ciągle jej mówił, żeby coś tam zjadła i się poczęstowała, chociaż owoc czy coś, a ona ciągle nie, nie jest głodna itp. I strasznie się na to wkurzała. Ta książka zebrała mnóstwo krytycznych uwag, ale o sprawy jedzeniowe, chyba tylko ja się czepiłam ;p
         Podsumowując moją masakrująca opinię, Pięćdziesiąt Twarzy Greya to jedna z gorszych książek, które kiedykolwiek czytałam. Ubogie słownictwo przeplata się tutaj z nijaką główną bohaterką, której potok myśli jest irytujący dla każdego.

Zdjęcie okładki ze strony:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146615/piecdziesiat-twarzy-greya

wtorek, 28 sierpnia 2012

Więzień Nieba

Powieści pana Zafona dość często przewijają się na tym blogu. Nie mogłam nie kupić jego najnowszego dzieła jakim jest Więzień Nieba, ponieważ jak dotąd ani razu nie zawiodłam się na książkach utrzymanych w tajemniczym klimacie cmentarza książek. 

www.empik.com
Niestety, tym razem jestem wielce rozczarowana. Więzień nieba okazał się być historią, której bez lektury Gry Anioła nie będzie się w stanie zrozumieć. Może nie tyle zrozumieć, co połapać z wszystkimi wątkami ponieważ znajduje się tu całe mnóstwo odwołań do sytuacji z poprzedniej książki. Cała historia jest po prostu zmyślnie opowiedzianymi losami jednego z głównych bohaterów Gry Anioła właśnie. Zastanawia mnie, dlaczego nie została ona wpleciona w i tak już obszerną książkę, zamiast być kanwą dla nowej pozycji. Czyżby dlatego, że ostatnie zdanie stanowiło zapowiedź nowej powieści? 


Więźnia Nieba przeczytałam z przyjemnością, ponieważ bardzo lubię styl pana Zafona, jednak pozostawiła ona po sobie olbrzymi niedosyt. Mam wrażenie jakbym obejrzała trailera dobrego filmu, który nie wiadomo kiedy powstanie.  Lektura tej książki to jak lizanie lizaka przez papierek, nie polecam, tylko dla największych fanów ;)


środa, 25 lipca 2012

Siódmy M

Dziś chciałabym w dosłownie kilku zdaniach opisać Wam ostatnią powieść, którą przeczytałam. Siódmy M autorstwa Francisci Solar to chilijski kryminał, którego akcja toczy się w miejscowości nieistniejącej na żadnej mapie. Zamieszkują ją Niemcy przybyli do Chile jeszcze przez zakończeniem II wojny światowej, obecnie zapomniani przez swoją ojczyznę i zupełnie pominięci przez nowy kraj, który bynajmniej nie okazał się być ich ziemią obiecaną. 

www.empik.com
Miejscowością tą, Puerto Fake, zainteresują się organy władzy, gdy w pewnym momencie dojdzie w niej do serii samobójstw. Jak to w podrzędnych kryminałach bywa, do sprawy (zupełnie z przypadku) zostaną wysłane dwie osoby, które mają do siebie bardzo antagonistyczny stosunek, młoda pani patolog oraz śledczy. Na doczepkę pojedzie z nimi zbadać tę sprawę przyjaciel dziewczyny, fotograf specjalizujący się w fotografowaniu zwłok (sic!).

Napisanie czegoś więcej o fabule zepsułoby całą radość z czytania. Zagadka, bardzo głęboko siedząca w tematyce II wojny światowej była jedynym powodem, dla którego czytałam tę książkę dalej. Bohaterowie byli mocno irytujący, dziecinnie nakreśleni, jednak ciekawiło mnie co, jak i dlaczego. Myślę, że w tym właśnie tkwi sukces takich powieści, a nie w głębokich portretach psychologicznych. 

Książka ta jest dobrą lekturą na jeden wieczór, o historii tej jednak szybko zapomnę. Podobno jest to pierwsza część trylogii, jednak nie wiem czy mam ochotę sięgać po kolejne jej części. Ot taki letni zabijacz czasu ;)

środa, 18 lipca 2012

Telefrenia

Ostatnio w moje ręce szczęśliwie trafił wielki worek wypełniony książkami, ucieszyłam się tym bardziej, że były to książki, po które sama z pewnością bym nie sięgnęła. Na pierwszy ogień poszła Telefrenia Edwarda Redlińskiego, znanego przede wszystkim z Konopielki.

Wystarczyło mi kilka godzin na przeczytanie całej książki i to nie dlatego, że była ona tak cienka. Dawno nic tak mocno nie przykuło mojej uwagi. To coś zupełnie innego, niż to, do czego przywykłam zakopując się po samą szyję w klasyce literatury, posługując się słownictwem z książki można by powiedzieć inna koleina. Z jednej strony książka traktuje o uzależnieniach i samych uzależnionych, którzy uzależniają się od uzależniania. Z drugiej ukazuje konflikt jaki narasta między pokoleniem rodziców, którzy przeżyli komunę oraz ich dorosłych dzieci, które komunę ledwo pamiętają. Wszystko to na przykładzie Andrzeja Kmicica, byłego męża Aleksandry Billewiczówny (sic!) oraz jego syna, Karola, który pragnie zmienić swoje nazwisko na Wojtyła. Choć wszystko jest tu mocno pomieszane i czasem trudno się odnaleźć, to mimo wszystko książka jest rewelacyjna z jednego, prostego powodu- jest prawdziwa. Wszystko to, co w pełen ironii sposób zostało w niej opisane, obserwujemy w naszym życiu codziennym, to klasyczny przykład nastawienia zwierciadła, w którym wszystko krzywo się odbija. 


niedziela, 15 lipca 2012

Opowiadania, Edgar Allan Poe

Od razu zacznę od tego, że jestem zawiedziona tą książką. Przyznam, że trochę spontanicznie zdecydowałam się na zakup Opowiadań Egdara Allana Poe i jakoś automatycznie nasunęła mi się myśl, że kupuję zbiór opowiadań w których dominuje horror, bo właśnie na takie miałam ochotę. Niestety, w tym miejscu pokarało mnie za moją ignorancję i niewiedzę, ponieważ trafiłam na zbiór opowiadań, które śmiało można by nazwać dekadenckimi,  o mocno surrealistycznym zabarwieniu. 

www.zielonasowa.pl
Zdecydowanie nie jest to jedna z tych książek, które można czytać od niechcenia, dla zabicia czasu. Nie jest to też jedna z tych książek, które wciągają nas, że nie można zasnąć przed końcem lektury. Jest to książka wymagająca, każde opowiadanie do siebie łudząco podobne i jeśli przeczyta się więcej niż dwa na raz, to można się mocno pogubić. Irytowały mnie powtarzające się motywy i to, że w trzech opowiadaniach pod rząd zakopano kogoś żywcem, czy mężczyzna opisywał swoją miłość, do ukochanej, której duch nawiedzał go po jej śmierci. 

Owszem, znajdziemy tu sporo makabrycznych scen, jednak autor o wiele więcej miejsca poświęca na ekspresjonistyczne kreowanie portretów psychologicznych swoich postaci, co często jest zupełnie zbyteczne gdy idzie o samą fabułę opowiadania. 

Cóż, nie kupiłam tego co chciałam, wynudziłam się mocno podczas lektury, której raczej nie polecam, chyba, że ktoś lubi takie klimaty. Ja z podkulonym ogonem wrócę do sprawdzonego i mojego ulubionego horroru, jakim jest Dracula

piątek, 29 czerwca 2012

Pani Bovary

Kolejna porcja klasyki za mną. Wzmianki o Pani Bovary Gustava Flauberta pojawiały się w tak wielu innych książkach, że doskonale wiedziałam co mnie czeka podczas lektury oraz jakie będzie jej zakończenie.  Mimo wszystko nie zniechęciło mnie to do sięgnięcia po właśnie tę książkę. 

www.empik.com
Emma Bovary to postać, która z jednej strony jest irytująco infantylna w swoich zachowaniach, z drugiej zaś to po prostu kobieta wielce nieszczęśliwa. Wychowana na mrzonkach wielkiej miłości, pośród ówczesnych zepsutych książek nabrała mylnego wyobrażenia o swoim życiu. Chciała zaczerpnąć idealnej miłości, jednocześnie posiadając u boku męża, którego nienawidziła. Łatwo się domyślić, że w tym momencie musiał pojawić się kochanek. I to nie jeden. Kochankowie pociągnęli za sobą kłopoty, dokładając do tego trudną sytuację finansową Emmy jej położenie było bardzo skomplikowane. Choć właściwie sama sobie była winna i można by na niej wieszać psy jako na niegospodarnej i niemoralnej pani domu, która doprowadziła do jego upadku to nie można zapomnieć o tym, że przede wszystkim była to kobieta wielce nieszczęśliwa. W dużej mierze sama ściągnęła na siebie to nieszczęście, jednak kierowały nią wręcz banalnie proste motywy, po prostu chciała być kochana i jednocześnie zakochana. 

Cieszę się, że przeczytałam tę pozycję, choć nie uważam jej za wybitne dzieło. Fakt, że doskonale znałam ją już przez jej przeczytaniem również odebrał mi sporo uroku z lektury. Wydaje mi się, że Pani Bovary jest postacią, z którą przez lata identyfikowały się nieszczęśliwie zakochane panie.